8 sierpnia 1990
35 lat temu ukazał się Street Fighter 2010: The Final Fight. Wydana wyłącznie na NESa futurystyczna platformówka, poza nazwą, ma niewiele wspólnego z klasycznymi bijatykami Capcomu. Gracz wciela się w Kena, który porzucił karierę wojownika. Właśnie mija 25 lat, odkąd ostatni raz uczestniczył w turnieju sztuk walki. Wraz z przyjacielem Troy’em, po latach pracy naukowej w laboratorium wynalazł potężne lekarstwo. Jednak nieznany przeciwnik z innego wymiaru przybywa na Ziemię, niszczy placówkę badawczą, kradnie jedyny zapas tajemniczego serum i zabija Troy’a. Ken, poprzysiągłszy zemstę, wyrusza na międzyplanetarną misję, walcząc z mutantami i cybernetycznymi wrogami w odległych światach.
Street Fighter 2010: The Final Fight zaskakuje poziomem trudności – każdy etap to walka z czasem, brak punktów kontrolnych i konieczność doskonałego opanowania sterowania. Tytuł ma swój unikalny klimat science-fiction, wsparty dobrze zaprojektowanymi poziomami i futurystyczną oprawą graficzną. Choć gra przyciąga nazwą i postacią Kena, jego powiązanie z główną serią jest czysto marketingowe. Mimo tego Street Fighter 2010 zdobył status kultowego kuriozum – trudnego, innego, ale dla niektórych graczy nieoczekiwanie satysfakcjonującego.
// screenshoty własne oraz z serwisu MobyGames