Archiwa tagu: październik

Fallout 25th anniversary

Fallout

9 października 1997

Jeśli śledzicie jakiekolwiek wiadomości związane z tematyką gier, z pewnością już dotarła do Was informacja, że w tym miesiącu Bethesda hucznie świętuje 25. urodziny marki Fallout. Dokładnej daty premiery po raz kolejny nie sposób odnaleźć, gdyż każdy serwis podaje inną wersję. Oficjalna strona Bethesdy mówi tylko „październik” bez konkretnego dnia. Steam i GOG podają 30 września, Wikipedia 10 października, zaś moje najbardziej zaufane źródło, czyli strona MobyGames sugeruje, że 25 urodziny Fallout obchodzi właśnie dziś, czyli 9 października. Z czasem seria stała się synonimem postapokaliptycznego RPGa i obecnie jakakolwiek gra z tego gatunku by nie wyszła, nie sposób, by uniknęła porównania z Falloutem. Nawet druga i trzecia część Wastelanda, były reklamowane jako tytuły, będące następcą gry, której duchowym spadkobiercą były pierwsze dwa Fallouty.

Dla mnie Fallout był jednym z pierwszych RPGów w jakie się zagrywałem i o ile pamięć mnie nie myli pierwszym, którego przeszedłem. Niejednokrotnie już wspominałem, że na samym początku mojej kariery gracza nie lubiłem tego gatunku. Role-play’e kojarzyły mi się z mrocznymi, ciężkimi produkcjami, zupełnie nieprzystępnymi dla dzieciaka z podstawówki, który jeszcze niezbyt pewnie władał językiem Shakespeare’a. Nastawienie to najpierw zmieniło Diablo, a następnie dzięki takim produkcjom jak Baldur’s Gate i właśnie Fallout, RPGi stały się moim ulubionym typem gier.

Dziś seria Fallout urosła w sumie do dziewięciu pozycji: czterech głównych części, dwóch spin-offów: New Vegas i MMO Fallout 76, oraz trzech innych tytułów niebędących typowymi RPGami: taktyczna strategia Fallout Tactics, konsolowy Action-RPG Brotherhood of Steel, oraz powstała z myślą o telefonach symulacja zarządzania schronem Fallout Shelter, później przeportowana także na platformy stacjonarne. Obecnie czekamy na Fallouta 5, choć ciężko, nawet w dużym przybliżeniu określić, kiedy możemy się go spodziewać. W czerwcu tego roku Todd Howard, szef Bethesdy, obecnego właściciela praw do marki Fallout zapowiedział, że studio zajmie się piątą częścią postapokaliptycznego RPGa zaraz po tym, gdy światło dzienne ujrzy The Elder Scrolls VI. Ten z kolei nadal znajduje się w fazie przedprodukcyjnej a prace pełną parą ruszą nie wcześniej niż po premierze gry Starfielda, która obecnie planowana jest na pierwszą połowę 2023 roku.

A na deser oprócz zwyczajowych screenshotów także trochę grafik koncepcyjnych, szkiców i renderów z GOGa oraz z serwisu MobyGames.

Counter-Strike: Source #01

Counter-Strike: Source

7 października 2004

Osiemnastkę obchodzi dziś Counter-Strike: Source. Trzecia z kolei pozycja w serii, która zaczynała jako mod do Half-Life’a. Niekwestionowany król kawiarenek internetowych, FPS dla wielu graczy o bardzo prostej, ale jakże wciągającej mechanice. Połowa uczestników wciela się w terrorystów i próbuje podłożyć oraz zdetonować ładunek wybuchowy, bądź też przetrzymać zakładników. Pozostali uczestnicy potyczki przyjmują rolę antyterrorystów i mają za zadanie odnaleźć i rozbroić bombę lub odbić zakładników.

Source był czymś, co dzisiaj nazwalibyśmy remasterem pierwszego Counter-Strike’a. Wydany na miesiąc przed Half-Life 2 (i dołączany za darmo do niektórych jego edycji) jest niczym innym, jak oryginalnym CSem przeniesionym na nowy silnik. Oczywiście zawiera liczne modyfikacje i usprawnienia, mniej lub bardziej zmieniające balans rozgrywki. Część map przeniesiono z pierwowzoru i nieco odświeżono a także dodano kilka nowych. Zniknął też mało popularny tryb gry Assassination, gdzie jeden z graczy w drużynie antyterrorystów wcielał się w VIPa, którego reszta zespołu eskortowała do punktu docelowego, zaś terroryści mieli za zadanie go zlikwidować.

Szanuję tę serię, bo odcisnęła spore piętno na historii gier video. Jednak Counter-Strike, podobnie jak inne multiplayerowe FPSy to zupełnie nie moja działka. Próbowałem licznych tytułów i różnych trybów rozgrywki i zdecydowanie wolę strzelanki z rozbudowaną fabułą dla pojedynczego gracza. Dlatego proszę o wyrozumiałość, gdybym walnął jakiegoś babola w tej krótkiej wspominkowej notce.

// screenshoty ze Steama oraz serwisu MobyGames

Windows 7 #01

Windows 7

22 października 2009

Dziś będzie nietypowo, bo we wpisie po raz pierwszy na Koyomi nie zagości gra. Dwanaście lat temu otrzymaliśmy od Microsoftu Windowsa 7 – system, który na długo dla wielu z nas stał się podstawową platformą do grania. Pamiętam, że społeczność po niezbyt udanej Viście sceptycznie podchodziła do nowego produktu giganta z Redmond i przez dość długi okres wszyscy dalej dziarsko trzymali się XP-ka. Z upływem czasu, po kolejnych aktualizacjach zyskał zwolenników i do dziś według statystyk ma kilkunastoprocentowy udział w rynku, mimo iż oficjalne przedłużone wsparcie zakończyło się ponad półtora roku temu i mimo faktu, że producent oferował upgrade do dziesiątki bez żadnych dodatkowych opłat.

Mój pierwszy kontakt z siódemką miał miejsce jakiś rok przed oficjalną premierą. Odbywałem wówczas praktyki studenckie w jednym z europejskich oddziałów Microsoftu i jako tester oprogramowania musiałem sprawdzać aplikacje pod różnymi wersjami Windowsa, także tymi jeszcze nie wydanymi. Wirtualizacja jeszcze wtedy raczkowała. Dziś mam do dyspozycji jednego laptopa a wszelkie inne konfiguracje systemowe uzyskuje się korzystając z VMWare, Virtual Box czy innych podobnych narzędzi. Wówczas jednak każdy z testerów miał na biurku 2-3 desktopy i do tego przynajmniej jeden komputer przenośny. Siódemkę miałem zainstalowaną właśnie na tym ostatnim. Był to tablet Toshiby z serii Protege.

Przy czym „tablet” w tym przypadku nie oznacza urządzenia, jakie wyobrażamy sobie dziś słysząc to słowo. Mówimy o czasach ponad rok przed prezentacją pierwszego iPada. Z pozoru zwykły komputer przenośny, ale miał obracany ekran oraz rysik. Wyświetlacz był czuły na dotyk, ale znów nie pojemnościowy multi-touch, do jakich przywykliśmy w naszych smartfonach, a mniej dokładny opornościowy, z wykrywaniem jednego punktu dotyku. Obsługa palcem była możliwa, ale nie można było mówić w tym wypadku o komforcie pracy, konieczne było użycie dołączonego rysika. Pamiętam jednak, że systemowe rozpoznawanie pisma działało nadspodziewanie dobrze i to nawet w języku polskim, a mówimy wciąż o wczesnej wersji beta tego systemu.

Służbowo, w kolejnych dwóch pracach również używałem Windowsa 7, ale nie mam związanych z nim jakichś szczególnych wspomnień. Na pewno był stabilniejszy i przysparzał mniej frustracji użytkownikom niż poprzednik, czyli Vista. Tym samym doskonale wpasowuje się w obiegową opinię, że co drugi Windows jest dobrym systemem operacyjnym. Prywatnie używałem siódemki bardzo mało. Około 2005 roku przeszedłem na jabłkową stronę mocy i również mniej więcej wtedy komputer przestał być moją główną platformą do grania. Na każdym z posiadanych MacBooków zawsze miałem jednak Windowsa, którego sporadycznie włączam do starych gier w stylu pierwszego Diablo, trzecich Heroesów, czy też klasycznych FPSów w stylu Doom, Quake i Half-Life.

// screenshoty własne z wersji Home Premium, Enterprise i Ultimate

Beyond: Two Souls #01

Beyond: Two Souls

8 października 2013

Osiem lat temu od francuskiego studia Quantic Dream otrzymaliśmy Beyond: Two Souls, produkcję z pogranicza gry przygodowej i filmu interaktywnego. W przeciwieństwie do starych, klasycznych point and clicków, nie znajdziemy tu żadnych łamigłówek do rozwiązania. Gra wręcz prowadzi za rękę, po chwili nieaktywności, bądź też próbie pójścia w innym kierunku niż ten właściwy, sama podpowiada co trzeba dalej zrobić. Bardzo ciężko jest gdzieś się zaciąć lub zginąć. Elementy zręcznościowe decydują jedynie o ścieżce, jaką podąży nasza bohaterka a ich niezaliczenie z niczym się nie wiąże. Ot, w najgorszym przypadku należy je powtórzyć. Osobiście nazywam taki typ gier „nowoczesne przygodówki” i oprócz produkcji Quantic Dream (także innych tytułów tego studia: Heavy Rain oraz Detroit: Become Human), zaliczyć możemy do niego gry śp. Telltale Games, czy też serię Life is Strange.

Bez problemu wyobrażam sobie przeportowanie Beyond: Two Souls na Netflixa, czy dowolną inną platformę streamingową, Wystarczy jedynie zastąpić wszystkie quick time eventy planszą z wyborem co dalej ma zrobi postać, którą kierujemy. Gra nie straci na tym zbyt wiele i dość płynnie przejdzie w interaktywny serial, albowiem siła tej produkcji leży w historii głównej bohaterki Jodie Holmes. Jodie, odebrana matce tuż po porodzie, jako kilkuletnie dziecko zaczyna wykazywać nadprzyrodzone zdolności i trafia pod opiekę Departamentu ds. Zjawisk Paranormalnych, specjalnej komórki CIA powiązanej także z amerykańską armią. Nasza protagonistka jest nierozłącznie związana z bytem o imieniu Aiden, stąd tytułowe dwie dusze. Aiden nie posiada fizycznej postaci, jako istota niematerialna zamieszkuje ciało Jodie. Potrafi jednak je opuścić i na pewną odległość poruszać się samodzielnie, przechodzić przez ściany czy dokonywać interakcji z otoczeniem. Kim jest Aiden i czy ostatecznie (jak to zwykle w takich historiach bywa) pomoże nam uratować świat od zagłady, dowiemy się już w trakcie rozgrywki, która zajmie nam ok. 10 godzin, czyli tyle ile mniej więcej trwa jeden sezon serialu.

// screenshoty własne z wersji na PS4