30 lat temu ukazał się Discworld, przygodowa gra point-and-click oparta na twórczości Terry’ego Pratchetta. Gracz wciela się w Rincewinda, niezdarnego maga z Niewidzialnego Uniwersytetu, który zostaje wysłany na misję powstrzymania smoka terroryzującego miasto Ankh-Morpork. Gra wyróżnia się humorystycznym scenariuszem, inteligentnymi dialogami oraz skomplikowanymi zagadkami logicznymi. Ręcznie rysowana grafika nawiązuje do ilustracji znanych z książek, zaś w oryginalnej wersji głosu Rincewindowi użyczył Eric Idle z Monty Pythona. Discworld zyskał uznanie za humor i wierność literackiemu pierwowzorowi, choć niektóre zagadki były frustrująco trudne.
// screenshoty z materiałów promocyjnych Psygnosis
Pora na ostatnią rocznicę w tym miesiącu, niestety bez dnia, bo nie udało mi się odnaleźć dokładnej daty. 35 lat temu, w styczniu 1990 roku ukazał się Loom, klasyczna gra przygodowa stworzona przez Lucasfilm Games. Jej akcję osadzono w oryginalnym, baśniowym świecie, gdzie gracz kieruje losami Bobbina Threadbare’a, młodego członka Gildii Tkaczy, który wyrusza w podróż, aby odkryć prawdę o tajemniczym zniknięciu swojego ludu. Loom wyróżniał się bardzo nietypową mechaniką – zamiast typowych dla point-and-clicków poleceń („weź”, „użyj”, „otwórz”, itp.), Bobbin korzystał z magicznego narzędzia tkackiego (w języku polskim określanego jako przęślica), na którym wygrywał melodie reprezentujące zaklęcia. Loom to jedna z pierwszych gier, która postawiła na nastrojowe, artystyczne doświadczenie, kładąc większy nacisk na atmosferę i opowieść niż na skomplikowane łamigłówki.
Dekadę temu świat poznał pierwszy epizod Life Is Strange, gry przygodowej stworzonej przez paryskie studio Dontnod Entertainment. Podobnie jak popularne wówczas produkcje od Telltale Games, całą grę podzielono na wydawane co kilka miesięcy rozdziały, z których ostatni, piąty, ukazał się 20 października tego samego roku. Akcja tytułu toczy się w fikcyjnym miasteczku Arcadia Bay, gdzie wcielamy się w Max Caulfield, młodą studentkę fotografii, która odkrywa w sobie zdolność cofania czasu.
Mechanika manipulacji czasem pozwala eksplorować różne ścieżki fabularne, wpływać na losy bohaterów i kształtować wydarzenia. Gra zachwyciła artystyczną oprawą wizualną, nastrojową ścieżką dźwiękową oraz wielowymiarowymi postaciami. Jednak to poruszanie trudnych tematów, takich jak przyjaźń, trauma, samotność czy konsekwencje podejmowanych decyzji, zapewniło jej miejsce w sercach graczy i uznanie krytyków na całym świecie.
10 lat temu ukazało się Zaginięcie Ethana Cartera, debiutancki tytuł studia The Astronauts, założonego dwa lata wcześniej przez weteranów polskiego gamedevu: Adriana Chmielarza, Michała Kosieradzkiego, Andrzeja Poznańskiego. W grze wcielamy się w posiadającego nadprzyrodzone zdolności detektywa Paula Prospero, który na terenie Red Creek Valley prowadzi śledztwo w sprawie tytułowego zaginięcia chłopca o imieniu Ethan Carter. Produkcja The Astronauts to typowy walking simulator, gdzie rozgrywka skupia się na chodzeniu i eksploracji świata oraz szukaniu wskazówek pomagających rozwiązać zagadkę.
The Vanishing of Ethan Carter do dziś potrafi zachwycić grafiką, zwłaszcza w wersji Redux po aktualizacji silnika do Unreal Engine 4. Lokacje wykonano techniką fotogrametrii i wiele z nich przedstawia obiekty istniejące naprawdę w okolicach wsi Pilchowice: sztuczne jezioro z zaporą oraz elektrownią wodną, stary most i stacja kolejowa a także znajdująca się w Karpaczu Świątynię Wang. W 2015 roku Zaginięcie Ethana Cartera otrzymało nagrodę brytyjskiej akademii BAFTA w kategorii „Najbardziej innowacyjna gra”.
I na koniec jeszcze ciekawostka. Data, która do dziś pojawia się w większości źródeł to dzień, w którym początkowo ustalono premierę Ethana Cartera. Tego dnia również, pudełka z grą trafiły do sklepów. Jednak w serwisach Steam i GOG tytuł pojawił się jeden dzień później, z powodu błędu w grze w ostatniej chwili znalezionego przez deweloperów.
// screenshoty ze sklepu Epic oraz oficjalnej strony gry
Koniec lat osiemdziesiątych i pierwsza połowa dziewięćdziesiątych to złoty okres gier przygodowych. Najpierw, niemal taśmowo, otrzymywaliśmy tekstowo-graficzne produkcje od Sierry: King’s Quest, Space Quest, Police Quest, Quest for Glory, Larry, zaś chwilę później gatunek zrewolucjonizował Lucas Arts wprowadzając interfejs point and click oraz swój autorski silnik SCUMM. Lubiłem grać we wszystkie gry przygodowe, jak chyba niemal każdy w tamtych czasach. Lubiłem, ale nie umiałem. Dla kilkulatka, który ledwo nauczył się składać litery, bariera językowa była sporą przeszkodą. Do dziś wspominam ślęczenie nad komputerem ze słownikiem w ręku, by przetłumaczyć dialogi bohaterów.
Pierwszą przygodówką, jaką pamiętam był Larry. Tytuł, w którym wcielamy się w zbliżającego się do czterdziestki nerda, w dalszym ciągu mieszkającego z mamą. Po utracie pracy jako programista, postanawia otworzyć nowy rozdział w swoim życiu i wreszcie stracić dziewictwo. Oddaje na złom swojego VW Garbusa i z 94 dolarami w kieszeni rusza na miłosne podboje do miasteczka Lost Wages (podobieństwo do Las Vegas – zamierzone). Tam, lawirując między zapuszczonym barem (z pokojem uciech na pięterku), dyskoteką i oczywiście kasynem w hotelu, nasz bohater desperacko szuka kandydatki do zaliczenia.
Dziś, niestety, o Larrym już trochę zapomniano, ale w latach dziewięćdziesiątych regularnie pojawiał się w rankingach ulubionych czy najbardziej znanych postaci z gier wideo. Osobiście z pierwszą częścią przygód podrywacza zetknąłem się gdzieś w okolicach wczesnej podstawówki, jeszcze na PC 286. Grę, jak większość innych, przyniósł ojciec od kolegów z pracy. Nie wiem, czy rodzice zdawali sobie sprawę w co ich kilkuletnia pociecha gra na komputerze. Jednak z drugiej strony, moja nikła wówczas znajomość angielskiego oraz brak internetu, skąd można by ściągnąć solucję sprawiała, że „do niczego nie doszło”. Larry’ego z pewnością nie rozprawiczyłem, a szczytowym osiągnięciem była podróż do kasyna i gra w jednorękiego bandytę. I dopiero teraz, kiedy sam jestem w wieku naszego bohatera, udało mi ukończyć grę, choć jak widać na screenach jeszcze muszę trochę popracować by uzyskać maksymalną liczbę punktów.
To już 20 lat od premiery drugiej części Syberii, przygodówki point and click stworzonej przez, niestety nieżyjącego już, belgijskiego artystę, twórcę komiksów i gier video Benoît Sokala. Akcja Syberii II toczy się bezpośrednio po wydarzeniach części pierwszej, ale znajomość jedynki nie jest konieczna, gdyż na wstępie gracz otrzymuje obszerne wprowadzenie. Kontynuując przygodę młodej prawniczki Kate Walker, gracz udaje się w towarzystwie poznanego w poprzedniej odsłonie ekscentrycznego wynalazcy i spadkobiercy Fabryki Lalek i Zabawek Mechanicznych Hansa Voralberga w podróż do mitycznej wyspy Syberii, gdzie według legend nadal żyją mamuty.
// screenshoty ze sklepów Steam i GOG oraz oficjalnej strony wydawcy Microids
Lata 90-te to złoty okres dla przygodówek point and click. Co prawda im bliżej końca wieku tym bardziej strzelanki FPS przejmowały miano najpopularniejszego gatunku gier wideo (przynajmniej w wydaniu PC), to jednak Sierra i LucasArts nadal zacięcie rywalizowały w produkcji coraz lepszych, ciekawszych i bardziej zwariowanych gier przygodowych. Dokładnie 25 lat temu ukazało się Grim Fandango – tytuł, który na stałe wpisał się w annały gatunku i można go znaleźć na niemal każdej liście gromadzącej najlepsze tytuły point and click wszech czasów.
Data premiery nieprzypadkowo wypada tuż przed Halloween. Akcja Grim Fandango toczy się w zaświatach zainspirowanych mitologią meksykańską i aztecką. Fabuła gry skupia się na postaci o imieniu Manuel Calavera. Manny to nieboszczyk, który pracuje jako agent turystyczny w Departamencie Śmierci. Nasz bohater oferuje duszom zmarłych wycieczki do Krainy Wieczności. W zależności od tego jakie życie wiódł nowoprzybyły do zaświatów, jego podróż będzie mniej lub bardziej komfortowa, zaś w najgorszym przypadku delikwenta czeka czteroletnia piesza tułaczka.
Manuel w pewnym momencie zauważa, że coraz trudniej udaje mu się zdobyć dobrych klientów. Przydzielani mu są ci najgorsi, z którymi musi podróżować o własnych siłach. Zaczyna podejrzewać, że istnieje plan fałszowania akt zmarłych, oferujący w zamian za łapówki najlepsze wycieczki dla zmarłych zupełnie na nie nie zasługujących. Wielka przygoda Manny’ego zaczyna się, gdy wkracza on w świat korupcji i intryg.
// screenshoty i grafiki z oficjalnej strony LucasArts (zarchiwizowanej w Wayback Machine)
To już 10 lat, kiedy na półki cyfrowych sklepów trafił The Wolf Among Us, gra przygodowa osadzona w świecie wymyślonym przez Billa Willinghama – autora serii komiksów Baśnie (ang. Fables). Odnoszę wrażenia, że to dzięki „Wilkowi Wśród Nas”, a także wydanemu rok wcześniej The Walking Dead, o Telltale Games usłyszał cały świat a nie tylko miłośnicy gatunku. Sukces tych dwóch tytułów pozwolił firmie pozyskać licencje takich franczyz jak: Gra o Tron, Batman, Minecraft czy też Strażnicy Galaktyki.
O tego typu grach zwykłem mówić „nowoczesne przygodówki”. Garściami czerpią z klasycznych point and clicków, które były u szczytu popularności w latach 90-tych. W obu przypadkach najważniejszym elementem jest narracja i opowiadania historia. Jednak dziś zamiast łamigłówek wymagających ruszenia szarymi komórkami, przeważającym motywem są zręcznościowe „quick time eventy” mające wpływ na to jak potoczy się fabuła.
// screenshoty ze sklepów cyfrowych oraz z oficjalnej strony Telltale Games
Okrągłe 10 lat temu ukazało się Gone Home. Tytuł ten to typowy przedstawiciel gatunku niekiedy złośliwie nazywanym „symulator chodzenia”, a więc gra przygodowa, w której główny nacisk położony jest na eksplorację przygotowanego przez twórców obszaru. Zamiast, jak w tradycyjnych przygodówkach, rozwiązywania łamigłówek, główny nacisk położony jest na poruszanie się po wirtualnym świecie i interakcja z jego elementami. Zaś celem gry jest zbadanie śladów przeszłych wydarzeń i odkrycie tajemnicy miejsca, w które trafiliśmy.
W Gone Home przenosimy się w sam środek lat 90-tych i wcielamy się w 21-letnią Katie Greenbriar, która po roku podróży po Europie wraca w rodzinne strony na amerykańskiej prowincji, gdzieś w stanie Oregon. Ku jej zaskoczeniu, zamiast rodziców i młodszej siostry Samanty witają ją puste ściany, zaś większość rzeczy nie została jeszcze rozpakowana po niedawnej przeprowadzce. Jedyna wskazówka jaką Katie zauważa, to krótka, przyklejona na drzwiach notatka od Samanty, by nie próbowała odkryć co tam się wydarzyło. Oczywiście, przejmując kontrolę nad bohaterką, postępujemy dokładnie odwrotnie i zwiedzając posiadłość znajdujemy różne przedmioty, nagrania, które kawałek po kawałku pozwalają nam złożyć historię w całość.
// screenshoty ze sklepów Steam i PlayStation oraz z serwisu MobyGames
30 lat temu miała miejsce premiera gry uznanej za jednego z najlepszych point and clicków w historii – Day of the Tentacle ze stajni LucasArts. W tej szalonej, pełnej zwrotów akcji przygodówce ze wspaniałą kreskówkową grafiką kierujemy trójką bohaterów: Bernardem, Hoagie i Laverne. Naszym zadaniem jest uratowanie ludzkości przed złą zmutowaną Purpurową Macką, która planuje przejąć kontrolę nad światem. Akcja gry toczy się w małym, fikcyjnym amerykańskim miasteczku, ale podróżując w czasie mamy okazję odwiedzić je w różnych etapach historii.
Day of the Tentacle to sequel Maniac Mansion, jednej z pierwszych gier studia LucasArts, wówczas działającego jeszcze pod nazwą Lucasfilm Games. W jednym z pomieszczeń w Day of the Tentacle znajduje się komputer wyglądem przypominający Commodore 64, na którym możemy uruchomić Maniac Mansion i co najciekawsze, jest to pełna wersja gry, którą można przejść od początku do końca.