Archiwa tagu: StarCraft

Reset #13 (05/1998) - okładka

Reset #13 (05/1998)

Maj 1998

W dzisiejszym kąciku prasowym kolejny numer magazynu, który ma w moim sercu bardzo szczególne miejsce. To w pewnym sensie dzięki niemu rozpoczęła się na serio moja przygoda z grami 3D. W numerze bowiem zamieszczono rozwiązanie konkursu ogłoszonego dwa miesiące wcześniej, w którym do wygrania były karty i akceleratory graficzne z serii Voodoo ufundowane przez firmę Jazz Multimedia. Mnie przypadła druga nagroda: karta Jazz Adrenaline Rush 3D z układem Voodoo Rush i 6 MB pamięci RAM na pokładzie. Co więcej, do zestawu dołączono trzy gry: Interstate ‘76, Turok oraz Mechwarrior 2 Mercenaries. Nagroda trafiła do świeżego Pentiuma II 233 MHz z 32 MB RAMu i posłużyła dość długo, bo ponad 3 lata, kiedy to przesiadłem się na Celereona 466 MHz i Rivę TNT2.

Sam numer Resetu to przede wszystkim Diuna Franka Herberta. Znajduje się w nim wiele artykułów od informacji o książkach i o samym autorze, przez wywiad z polskim tłumaczem Diuny Markiem Marszałem oraz recenzję filmu aż po papierową karciankę Dune: Eye of the Storm, zapowiedź komputerowej Dune 2000 a także recenzje dwóch pierwszych gier z uniwersum. Gdyby tego było mało, całkowicie w stylu magazynu Reset, pojawiają się artykuły bardzo luźno powiązane z tematem numeru, jak np. historia przypraw w dziejach ludzkości.

Największy hit recenzowany w tym wydaniu to bez wątpienia StarCraft. Strategia od Blizzarda a także dwa inne, dziś nieco już zapomniane tytuły: przygodówka Black Dahlia i hack 'n slash Die by the Sword, otrzymały „dziewiątki”. Redaktorowi Bamse szczególnie przypadła do gustu ta pierwsza i określił ją „najlepiej przemyślaną od początku do końca grą w całych dziejach komputeryzacji”.

A mnie tak mi się właśnie przypomniało, że nigdy nie zapłaciłem żadnego podatku od wygranej a kwota nie była mała jak na ówczesne czasy. Według informacji zamieszczonej w teście kart firmy Jazz widnieje cena mojego Adrenaline Rusha: 830 zł + VAT, co według danych statystycznych daje równowartość dwóch minimalnych pensji. Ale po 25 latach to chyba już się przedawniło…

Pełne wydanie zarchiwizowane w serwisie archive.org: Reset #13

StarCraft #01

StarCraft

31 marca 1998

Najlepsza w historii strategia czasu rzeczywistego? Ja nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Ale jestem przekonany, że gdyby zorganizować ankietę w ścisłej czołówce znalazłby się StarCraft. Ponadczasowy tytuł, który miał premierę okrągłe 25 lat temu. Gra przenosi nas w XXV wiek i przedstawia konflikt trzech inteligentnych ras zamieszkujących odległy zakątek Galaktyki Drogi Mlecznej:
• Terran – potomków ludzi wygnanych z Ziemi, szukających nowego miejsca we wszechświecie
• Zergów – szybko rozmnażającej się i ewoluującej rasy insektoidów
• Protossów – zaawansowanych technologicznie humanoidów, posiadających zdolności psioniczne

Kampanie podstawowej wersji zapewniały pojedynczemu graczowi zabawę na długie dni a nawet tygodnie: trzydzieści fabularnych misji, po dziesięć dla każdej ze stron konfliktu. Wkrótce, do tego doszedł dodatek Brood War, który tę liczbę niemal podwoił. Po premierze gry, jak grzyby po deszczu, zaczęły pojawiać się strony internetowe, gdzie można było ściągnąć nowe, tworzone przez fanów scenariusze. Chociaż i tak w tamtych czasach ich źródłem dla większości z nas były płyty CD dołączane do magazynów z grami.

Tryb single player to jednak tylko kropla w oceanie możliwości, jakie StarCraft miał do zaoferowania. Dzięki serwisowi battle.net, stworzonemu na potrzeby poprzedniej gry Blizzarda – Diablo, StarCraft rozwijał swoje możliwości. Gra na długie lata zdefiniowała scenę e-sportu, z czasem stając się jedynym liczącym się przedstawicielem gatunku RTS. W pewnym momencie oczywiście została zastąpiona sequelem, niemniej jednak po dziś dzień organizowane są turnieje w jedynkę z Brood Warem z pulą nagród sięgającą kilkudziesięciu tysięcy dolarów.

// screenshoty własne

StarCraft II: Heart of the Swarm #01

StarCraft II: Heart of the Swarm

12 marca 2013

Tym razem na Koyomi czas na coś nowszego… 8 lat temu premierę miał StarCraft II: Heart of the Swarm. W moim odczuciu Blizzard od początku nie bardzo miał pomysł jak podejść do wydania drugiej odsłony kosmicznego RTSa, żeby zarobić jak najwięcej a jednocześnie zbytnio nie narazić się fanom. Jeszcze przed wydaniem podstawki ogłoszono, że StarCraft II będzie trylogią a każda część skupi się na innej frakcji. Początkowo Heart of the Swarm był typowym dodatkiem do wydanego dwa i pół roku wcześniej Wings of Liberty. Z czasem, każda z części trylogii stała się samodzielną grą, niewymagającą posiadania podstawowej wersji. Wspólny był multiplayer – posiadanie dowolnego rozdziału dawało dostęp do wszystkich frakcji. W Heart of the Swarm gramy Zergami a fabuła toczy się wokół Sary Kerrigan, która właśnie odzyskała ludzką formę przy pomocy Jima Raynora.

Strategie zarówno turowe, jak i czasu rzeczywistego zawsze leżały gdzieś głęboko w moim sercu, ale nigdy nie należały do mojego ulubionego gatunku. Nie miałem wcześniej okazji zagrać w drugiego StarCrafta i dopiero teraz zmobilizowałem się by odkurzyć go z kupki wstydu. Na potrzeby sporządzenia niniejszego wpisu spędziłem dwa bardzo przyjemne wieczory. Te kilka godzin pozwoliło mi przejść połowę kampanii i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Nigdy nie spodziewałem się, że RTS może być tak wciągający pod względem fabularnym. Pozostawiam grę zainstalowaną na dysku, ale zacznę jeszcze raz od początku, od Wings of Liberty.

Nawet najkrótszy artykuł o StarCrafcie nie byłby kompletny bez wspomnienia o trybie dla wielu graczy, dlatego z dziennikarskiego obowiązku piszę – jest. Nic więcej natomiast się nie wypowiem, bo się nie znam. Nigdy nie byłem fanem multiplayera w jakichkolwiek grach, a w strategiach w szczególności. Mój styl gry w ten gatunek sprawiał, że w kilka minut dostawałem sromotne bęcki. Przyjemność czerpię mogąc maksymalnie rozbudować bazę, rozwinąć wszelkie dostępne technologie i dopiero wtedy zaczynam produkować jednostki bojowe. Grając przeciwko innym w momencie, gdy robili mi pierwszy wjazd, był on zarazem ostatnim, bo zwykle nie miałem nawet czym się bronić.

SPROSTOWANIE:
Wybaczcie ignorancję, ale wpis został stworzony wyłącznie z punktu widzenia pojedynczego gracza. Z komentarzy jakie otrzymałem, uświadomiłem sobie, że single i multi w StarCrafcie 2 to niemalże dwie zupełnie różne gry. Ta druga ma dla mnie zbyt wysoki poziom wejścia i z tego powodu raczej nigdy nie spróbuję. Doceniam jednak wkład jaki Blizzard wniósł tym tytułem do sceny e-sportowej.

// screenshoty własne