Archiwa tagu: 1987

Basil the Great Mouse Detective #01

Basil the Great Mouse Detective

Pamiętacie jak dwa tygodnie pisałem o swojej pierwszej grze? Trochę wtedy nakłamałem, ale tylko odrobinkę. Digger był pierwszym tytułem, w którego świadomie zagrałem. Był też pierwszą grą na tym nowym fajnym urządzeniu, które pojawiło się w domu i które trochę przypominało telewizor, stojący na jakiejś skrzynce, z której wychodziły różne kable i któremu można było wydawać polecenia za pomocą takiej okrojonej maszyny do pisania. 7 lat wtedy miałem i ojciec wytłumaczył, że jest to komputer. Ale nie jakiś zwykły, w 100% zgodny z IBM PC i co najważniejsze, 16-bitowy i szybszy od innych do niego podobnych, bo miał literki AT a nie XT. Oczywiście zupełnie nic z tego nie zrozumiałem, ale wtedy nie miało to żadnego znaczenia. Pecet zagościł na stałe w domu, ojciec mógł pisać na nim doktorat a ja w wolnych chwilach grać w Diggera.

Tymczasem jednak, mój pierwszy kontakt z tym nowym i zupełnie nieznanym rodzajem urządzeń elektronicznych miał miejsce jakieś 2-3 lata wcześniej. Pewnego dnia po przedszkolu (a może nawet i zamiast) tata zabrał swojego cztero, może pięcioletniego syna do pracy na Wydział Mechaniczny Politechniki Łódzkiej. Tam, żeby dzieciak nie przeszkadzał i nie nudził się, posadzono go przed komputerem i włączono mu grę. Mam bardzo ograniczone wspomnienia z tamtych wydarzeń, część pewnie sobie dopowiedziałem później, część znam z opowieści innych. Komputerem, z którym miałem do czynienia był Amstrad a grałem w „misiaczki”. Spodobało mi się, nawet bardzo. Do tego stopnia, że odtąd przez dobre kilka kolejnych lat, jak ktoś pytał się mnie co chcę robić w przyszłości, odpowiadałem, że „pracować na Politechnice i grać w misiaczki”.

Długo próbowałem dojść do tego, czym były owe „misiaczki”. Z urywków pamięci jakie się zachowały, nie byłbym w stanie nawet opisać gry. Na czym polegała, co się w niej robiło, jaki był cel. Z resztą dla czterolatka i tak były to kwestie drugoplanowe. Liczyło się, że jak naciśnie jeden guzik to „misiaczek” idzie w lewo, jak drugi to w prawo, a jak jeszcze inny to podskakuje. Całkiem niedawno, z pewnością już po rozpoczęciu prowadzenia bloga, zawziąłem się i stwierdziłem, że muszę odnaleźć tytuł tej pierwszej gry, w którą grałem w sumie może kwadrans. Z pomocą przyszedł serwis MobyGames. Wyświetliłem w nim wszystkie gry, jakie kiedykolwiek wyszły na Amstrada, posortowałem po dacie premiery i otworzyłem podstronę każdej jednej, która ukazała się przed 1988 rokiem. Wszak jedna z niewielu rzeczy, których byłem pewien, to że miałem nie więcej niż 5 lat.

I tak, doszedłem do wniosku z 99% pewnością, że pierwsza gra, z jaką miałem styczność, choć tak naprawdę nie miałem zbytnio pojęcia na czym ona polegała, to: Basil the Great Mouse Detective. „Misiaczek” okazał się myszą i to nie byle jaką, bo postacią stworzoną przez wytwórnię Disney’a. Co więcej, w zeszłym roku, przygotowując wpis na 30-lecie magazynu Secret Service, trafiłem na fenomenalny film Marcina Kiendry z kanału Loading opisujące pierwszy numer SS i okazało się, że Basil the Great Mouse Detective zagościł w premierowym numerze kultowego magazynu.

Double Dragon #01

Double Dragon

22 kwietnia 1987

35 lat temu w japońskich salonach gier zagościły maszyny arcade z Double Dragon, nową grą od Technōs Japan. Automaty szybko stały się niezwykle popularne, plasując się w czołówce najpopularniejszych tytułów tamtego roku. Według wielu źródeł Double Dragon rozpoczął złoty okres chodzonych bijatyk i dziś trudno sobie wyobrazić, jak potoczyłyby się losy tego gatunku, czy też w ogóle gier wideo, bez świętej trójcy beat’em upów: Double Dragon, Streets of Rage, oraz Final Fight. Po ogromnym sukcesie w salonach gier, Double Dragon został przeportowany niemal na wszystkie ówczesne platformy: od Atari 2600, C64 i ZX Spectrum, przez NESa, Amigę, DOS, aż po handheldy: GameBoy’a i Atari Lynx. A to i tak jakaś połowa wszystkich sprzętów, na których można zagrać w dzisiejszego jubilata.

C64 - kaseta #51
uliczna walka karate z ładną grafiką

W młodości nie bywałem zbyt częstym gościem w swojskich wozach Drzymały wypełnionych maszynami do gier. W naszym osiedlowym przybytku dzieciak z wczesnej podstawówki raczej nie miał czego szukać. Starsi „koledzy” z przyjemnością pomagali odciążyć kieszenie z nadmiaru żetonów. Z perspektywy czasu trochę tego żałuję, bo sporo ciekawych tytułów mnie ominęło, ale w Double Dragon akurat grałem na Commodore 64. Mam bardzo mgliste wspomnienia z tego okresu mojego obcowania z grami wideo, ale bijatykę od Technōs pamiętam dość dobrze, bo była jedną z moich ulubionych gier na tym sprzęcie.

// screenshoty własne z wersji na NESa

Zelda II: The Adventure of Link #01

Zelda II: The Adventure of Link

14 stycznia 1987

35 lat temu Nintendo wydało na rodzimym rynku drugą część, jeszcze świeżej, bo rozpoczętej niespełna rok wcześniej serii: Zelda. Jedynka, czyli po prostu „The Legend of Zelda”, odniosła ogromny sukces zbierając bardzo pozytywne recenzje z ocenami zwykle w okolicach 90% i sprzedając się w ponad 6 mln egzemplarzy. Na liście najlepiej sprzedających się tytułów na NESa/Famicoma zajmuje szóste miejsce za trzema częściami Super Mario Bros, Duck Hunt i Tetrisem. Czy pomysł na kontynuację się udał? I tak, i nie. Z jednej strony sequel nabyło ponad 4 mln graczy, co plasuje go na ósmym miejscu tejże listy. Z drugiej jednak, oglądając dziś zestawienia wszystkich części serii liczącej już niemal 20 tytułów, „Zelda II: The Adventure of Link” zwykle okupuje jedno z ostatnich miejsc. Oceny w branżowych magazynach też były zdecydowanie niższe i spadły do średniej ok. 70%.

Akcja sequelu toczy się sześć lat po zakończeniu części pierwszej. Link w dniu 16. urodzin odkrywa na swojej dłoni symbol trzech trójkątów. Tym samym dowiaduje się o tragedii księżniczki Zeldy, która w efekcie działania potężnej magii została dotknięta klątwą i zapadła w głęboki sen, a przerwać go może jedynie Triforce. Link staje przed zadaniem odnalezienia starożytnego artefaktu, ukrytego gdzieś w Wielkim Pałacu. Aby się do niego dostać, musi najpierw zdjąć magiczną pieczęć poprzez umieszczenie sześciu kryształów w sześciu innych pałacach.

W „The Legend of Zelda” przez większość czasu kierowaliśmy Linkiem obserwując go z lotu ptaka. W dwójce znaczną część spędzamy obserwując go z boku, co przypomina grę w takie pozycje jak Castlevania czy Metroid. To jedyny taki przypadek w całej serii i to pośród graczy wzbudziło największe kontrowersje po premierze. Na plus natomiast zdecydowanie należy zaliczyć bardzo rozbudowany system rozwoju postaci sprawiający, że gra ociera się o gatunek RPG.

Nintendo dość często pozwala graczom powrócić do „Przygody Linka”. Znajduje się on w Nintendo Virtual Console na Wii, WiiU, 3DS a także na Pstryku w płatnym abonamencie Switch Online. Oprócz tego, Zelda II znalazła się wśród 30 gier dołączonych do mini-konsoli NES Classic a ostatnio, z okazji 35 rocznicy serii otrzymaliśmy wersję ultra-przenośną w postaci specjalnej edycji handhelda Game & Watch.

// screenshoty z oficjalnej strony Nintendo

Leisure Suit Larry in the Land of the Lounge Lizards #01

Leisure Suit Larry in the Land of the Lounge Lizards

4 czerwca 1987

34 lata temu Sierra On-Line wydała pierwszą odsłonę przygód fajtłapowatego podrywacza Larry’ego Laffera. „Leisure Suit Larry in the Land of the Lounge Lizards”, bo tak brzmi pełny tytuł, to kolejna gra, której ustalenie dokładnej daty premiery nie jest prostym zadaniem. Wikipedia podaje co prawda 5 lipca 1987, ale jak już przekonaliśmy się podczas rocznicy TeenAgenta, potrafi się mylić. I tym razem postanowiłem zaufać serwisowi MobyGames, według którego właśnie 4 czerwca miała miejsce premiera Larry’ego w wersji pod DOS oraz Apple II.

Larry to jedna z kilku, nie bójmy się użyć tego stwierdzenia, legendarnych serii przygodówek Sierry. Wcielamy się w niej w zbliżającego się do czterdziestki nerda, w dalszym ciągu mieszkającego z mamą, który po utracie pracy jako programista, postanawia otworzyć nowy rozdział w swoim życiu i wreszcie stracić dziewictwo. Oddaje na złom swojego VW Garbusa i z 94 dolarami w kieszeni rusza na miłosne podboje do miasteczka Lost Wages (podobieństwo do Las Vegas – zamierzone). Tam, lawirując między zapuszczonym barem (z pokojem uciech na pięterku), dyskoteką i oczywiście kasynem w hotelu, nasz bohater desperacko szuka kandydatki do zaliczenia.

Dziś, niestety, o Larrym już trochę zapomniano, ale w latach 90-tych regularnie pojawiał się w rankingach ulubionych czy najbardziej znanych postaci z gier wideo. Osobiście z pierwszą częścią przygód podrywacza zetknąłem się gdzieś w okolicach wczesnej podstawówki, jeszcze na PC 286 z kartą graficzną Hercules. Grę, jak większość innych, przyniósł ojciec od kolegów z pracy. Nie wiem, czy rodzice zdawali sobie sprawę w co ich kilkuletnia pociecha gra na komputerze. Jednak z drugiej strony, moja nikła wówczas znajomość angielskiego oraz brak internetu, skąd można by ściągnąć solucję sprawiała, że „do niczego nie doszło”. Larry’ego z pewnością nie rozprawiczyłem, a szczytowym osiągnięciem była podróż do kasyna i gra w jednorękiego bandytę. I dopiero teraz, kiedy sam jestem w wieku naszego bohatera, udało mi ukończyć grę, choć jak widać na screenach jeszcze muszę trochę popracować by uzyskać maksymalną liczbę punktów.

// screenshoty własne z wersji pod macOS dostępnej na GOGu, zawierającej pakiet Leisure Suit Larry 1-6