Archiwa tagu: 1993

X-Wing #01

X-Wing

15 lutego 1993

O symulatorze lotu imperialnego myśliwca TIE Fighter pisałem w zeszłym roku. Dziś natomiast wrócimy pamięcią do lutego 1993 roku, gdyż wtedy, a więc okrągłe 30 lat temu, ukazał się X-Wing – pierwszy z serii symulatorów ze świata Gwiezdnych Wojen. Akcja gry toczy się równolegle z Nową Nadzieją, czyli czwartym epizodem filmu George’a Lucasa. Wcielamy się w niej w młodego pilota Rebelii, który za sterami myśliwców A-Wing, Y-Wing i tytułowego X-Winga toczy gwiezdne potyczki z siłami Imperium. W ostatnia misji podstawowej wersji gry, już jako Luke Skywalker, stoimy przed zadaniem zniszczenia Gwiazdy Śmierci. X-Wing otrzymał dwa rozszerzenia: Imperial Pursuit i B-Wing dodające nowy statek a także kolejne misje łączące fabularnie czwartą i piątą część filmu.

// screenshoty ze sklepów Steam i GOG

Top Secret #14 (01/1993) - okładka

Top Secret #14 (01/1993)

Styczeń 1993

Dziś pora na drugie z czasopism, które po latach bardzo ciepło wspominam. Podobnie jak dla wielu graczy z mojej generacji, to właśnie Top Secret był moim pierwszym magazynem o grach komputerowych. Przyczyna bardzo prozaiczna – był pionierem na polskim rynku i przez pewien czas nie było nic innego. Pierwszy numer magazynu ukazał się w październiku 1990 roku, zaś ostatni #54 sześć lat później – we wrześniu 1996.

Zerknijmy, o czym pisali redaktorzy Top Secreta równe 30 lat temu. Nie miałem tego numeru. Moje pierwsze wydanie TSa nabyłem jakieś półtora roku później. Następnie wpadły mi w ręce jakieś, wówczas już archiwalne numery, ale egzemplarza ze stycznia 1993 roku wśród nich nie było. Przeglądając spis treści nie znalazłem wśród recenzowanych gier żadnych tytułów, które po tych 30 lat wymienilibyśmy jako ponadczasowe dzieła. Może poza Indiana Jones and the Fate of Atlantis, ale akurat LucasArts stworzył tyle innych doskonałych point and clicków, że naprawdę ciężko wyłonić najlepszą.

Oprócz przygód doktora Jonesa w tym wydaniu Top Secreta zrecenzowano RPGa od studia Silmarils – Ishar, który otrzymał maksymalną ocenę we wszystkich trzech kategoriach: dźwięk, grafika i ocena ogólna. Mogliśmy także przeczytać o trzeciej części policyjnej przygodówki od Sierry – Police Quest, symulatorze helikoptera Commanche od Novalogic, a także o nieco dziś zapomnianych platformówkach: Ugh! i Colgate. Z całego numeru mnie jakoś najbardziej ta ostatnia pozycja utkwiła w pamięci. Przygody uśmiechniętego ząbka Haralda strzelającego z pasty do zębów do bakterii były jedną z pierwszych gier, gdzie marka zupełnie niezwiązana z branżą gier, promowała się właśnie dzięki temu medium. A już na pewno pierwszą taką grą, z jaką ja osobiście się spotkałem.

Pełne wydanie zarchiwizowane w serwisie archive.org: Top Secret #14

Gabriel Knight: Sins of the Fathers #01

Gabriel Knight: Sins of the Fathers

17 grudnia 1993

28 lat temu ukazał się Knight, Gabriel Knight – pierwsza część nowej serii przygodówek point’n’click autorstwa Sierry On-Line. Gabriel jest pisarzem a także właścicielem antykwariatu z książkami w Nowym Orleanie. W „Sins of the Fathers”, bo taki podtytuł nosi gra, nasz bohater rozwiązuje sprawę zagadkowych morderstw, za którymi stoi tajemniczy kult voodoo. Pomaga mu w tym dwójka przyjaciół: jego asystentka Grace oraz policyjny detektyw Mosely.

Gra została bardzo ciepło przyjęta zarówno przez krytyków, jak i graczy. Co prawda nie okupuje czołowych miejsc, ale po dziś dzień regularnie pojawia się w zestawieniach najlepszych przygodówek w historii. Trudno się z resztą dziwić, bo oprócz ciekawej, pełnej zwrotów akcji fabuły, wyważonych łamigłówek do rozwiązania, była to jedna z pierwszych gier przygodowych z pełnym dubbingiem. Do wydanej na CD-ROMie wersji głosów użyczyli tak znani aktorzy jak Tim Curry, Leah Remini, czy Mark Hamill.

Osobiście z Gabrielem Knightem po raz pierwszy spotkałem się w 2014 roku, przy okazji remake’a „Sins of the Fathers”, wydanego na 20-lecie premiery oryginału. Tak jak wspominałem w jednym z poprzednich wpisów, przygodówki nigdy nie były ani moim ulubionym gatunkiem, ani też moją najmocniejszą stroną. Jednak jubileuszowy Gabriel Knight zajmuje wśród nich szczególne miejsce. Był to pierwszy (i jak do tej pory jedyny) point and click, którego udało mi się ukończyć bez wspomagania się jakąkolwiek solucją, czy też poradnikiem video na YouTubie.

// screenshoty własne z wersji dostępnej na GOGu

Myst Masterpiece Edition #01

Myst

24 września 1993

Jak się powiedziało D, trzeba powiedzieć A… czy jakoś tak. Dwa tygodnie temu świętowaliśmy urodziny czwartej części Mysta, a dziś wypada 28. rocznica premiery pierwszej odsłony tej, jakże zasłużonej w historii gier, serii przygodówek. Pierwotnie wydana na Macintoshe i Windows 3.x, doczekała się niezliczonych portów oraz remake’ów na wszelkie platformy. Obecnie w dystrybucji dostępnych jest kilka wersji:

  • Myst Masterpiece Edition – remaster z 2000 roku z poprawionym dźwiękiem i ponownie wyrenderowanymi scenami w 24-bitowym kolorze, zamiast 8-bitowego jak w oryginale
  • realMyst: Masterpiece Edition – równolegle w 2000 roku powstał realMyst – czyli remake oryginału przeniesiony w pełne środowisko 3D; Masterpiece Edition to jego remaster przepisany w Unity i wydany w 2014 roku
  • Myst – najnowszy, wydany w ubiegłym roku, remake stworzony z myślą o urządzeniach VR; miesiąc temu pojawiła się wersja niewymagająca hełmu wirtualnej rzeczywistości.

Ja wybrałem tą pierwszą, by jak najwierniej odtworzyć wrażenia płynące z ogrywania oryginału.

Myst w czasach, gdy się ukazał, zachwycał grafiką. Doskonale pamiętam zapierające dech w piersiach screeny pięknych lokacji umieszczone w ówczesnej prasie growej, jak również piejących z podziwu recenzentów. W Secret Service #19 z grudnia 1994, opisując wersję CD, Micz pisał: „Graficznie MYST jest artystyczny; obrazki robią niezwykłe wrażenie – uwzględniono efekty takie jak perspektywa powietrzna czy widoki spod powierzchni wody. Wrażenie jest piorunujące, bo (…) w MYST cały świat żyje, a co za tym staje się bardzo sugestywny”. Przypominam, że tego wszystkiego doświadczaliśmy na statycznych screenach. W tamtych czasach nie dane mi było niestety ograć Mysta, jak i wielu innych tytułów, z powodu ograniczeń sprzętowych 286 był już leciwym komputerem, a kiedy doczekał się wreszcie rozbudowy, na rynku było już tyle innych gier, że nie zawracałem sobie głowy kilkuletnimi produkcjami. Poza tym, tak jak wspomniałem w poprzednim wpisie, przygodówki nigdy nie należały do mojego ulubionego gatunku.

Dwa tygodnie temu pisałem, że rozpoczęcie przygody z serią Myst od czwartej odsłony może nie być najlepszym pomysłem. Dziś, po ukończeniu pierwszej części zastanawiam się nad słusznością tych słów. Jedynka jest dużo trudniejsza, ma nieporównywalnie wyższy poziom wejścia. Po pierwsze, pozostaje problem, który opisywałem wcześniej: niedoświadczony w point and clickach gracz, taki jak ja, może mieć kłopot z określeniem co należy w danym momencie zrobić i do czego dążyć rozwiązując łamigłówkę. Po drugie, zagadki skonstruowane są w ten sposób, że nawet wiedząc co należy zrobić, trzeba mocno kombinować, by ją rozwikłać. Słynna łamigłówka muzyczna, gdzie aby odpalić rakietę, która zabierze nas do kolejnej lokacji, trzeba dostroić urządzenie startowe, by wydało dokładnie taki sam dźwięk, jak odegrana na pianinie melodia. Nawet posiłkując się solucją, rozwiązanie takich zadań to nie lada wyczyn.

I tu muszę jeszcze wtrącić dwa zdania odnośnie dość zapomnianej już funkcji, jaką wówczas pełniły magazyny o grach. Gdy odsetek ludzi mających dostęp do internetu oscylował w granicach błędu statystycznego, to właśnie czasopisma były jedynym źródłem informacji. Nie tylko w kwestii nowości czy recenzji, ale również w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek odnośnie rozgrywki. Przechodząc Mysta korzystałem z opisu Micza we wspomnianym wcześniej artykule z Secret Service. Solucja nakreśla jedynie ogólny kierunek, w jakim należy podążać. Gotowce podkłada jedynie w kwestiach i tak bardzo łatwych do znalezienia. W rozwiązaniu kluczowych łamigłówek nie pomaga wcale i jesteśmy zdani na własną inwencję. Bez jakiejkolwiek pomocy gra wydaje mi się ekstremalnie trudna. Nie lubię chodzić bez celu sfrustrowany tym, że nie wiem co zrobić i w ten sposób z pewnością nigdy bym jej nie ukończył. Dlatego szczerze chylę czoła osobom, którym udało się przejść Mysta bez żadnej podpowiedzi.

// screenshoty własne z wersji Myst Masterpiece Edition dostępnej na GOGu

Kunio-kun no Nekketsu Soccer League #01

Kunio-kun no Nekketsu Soccer League

23 kwietnia 1993

Zupełnym przypadkiem okazało się, że dziś 28 urodziny obchodzi gra, o której wspomniałem przy okazji poprzedniego wpisu dotyczącego Soccer na NESa. Kunio-kun no Nekketsu Soccer League, u nas bardziej znana pod tytułem Goal 3, to także piłka nożna, ale w zdecydowanie innej odsłonie. Młodsza o 8 lat, z dużo lepszą grafiką, zdecydowanie bardziej dynamiczna i bardziej arcade’owa. Faule nie istnieją, żółte i czerwone kartki tym bardziej a sędzia wydaje się, że wziął urlop. Strzelenie gola czasami wydaje się sprawą drugorzędną, bardziej chodzi tu o efektowne wyłuskanie piłki spod nóg przeciwnika, sprawiając przy okazji by przez najbliższe kilka sekund nie był w stanie podnieść się z murawy. Podczas meczu przeszkadza nam nie tylko oponent, ale i pogoda. Rozgrywając mecz w niesprzyjających warunkach atmosferycznych, przy odrobinie (nie)szczęścia w sytuacji sam na sam z bramkarzem przeciwnika możemy zostać trafieni piorunem i marnujemy kolejną setkę niczym Milik w reprezentacji.

W pierwszej połowie lat 90-tych nie miałem sprzętu typowo do gier. Zarówno Amiga, jak i Pegasus mnie ominęły, bo w domu stało zakupione w celach naukowych 286. Z gier sportowych posiadałem jedynie koszykówkę Lakers vs Celtics, ale żadnej piłki nożnej. Dlatego futbolowo ten okres kojarzy mi się z wizytami u znajomych. Albo był to Sensible Soccer na Amidze, albo właśnie Goal 3 na Pegasusie. Obie produkcje mają swój niepowtarzalny urok i z obiema spędziłem niezapomniane dziesiątki godzin. A potem w domu zagościł 486 i nastała FIFA od Electronic Arts, która panuje do dnia dzisiejszego. Od czasu do czasu jej dominacja przerywana jest PESem od Konami, a wcześniej także dość zapomnianą dziś produkcją Gremlin Interactive: Actua Soccer.

To jak, co było najlepszą piłką na Pegasusa? Soccer od Nintendo czy jednak Goal 3? A może coś jeszcze innego?

// screenshoty własne z emulatora Nestopia