40 lat temu, w kwietniu 1985 roku, do salonów arcade trafiły wyprodukowane przez Atari automaty z grą Paperboy. W tej klasycznej zręcznościówce wcielamy się w młodego chłopca rozwożącego poranną prasę. Sterując rowerem bohatera dostarczamy gazety do prenumeratorów, wrzucając je do odpowiednich skrzynek lub drzwi, jednocześnie unikając przeszkód i utrudnień na drodze. Musimy uważać między innymi na samochody, agresywne zwierzęta, niesfornych przechodniów czy bawiące się dzieci. Punkty zdobywamy za celne doręczenie prasy a także za wybijanie szyb w oknach domów osób nie korzystających z naszych usług. Po udanej premierze w salonach gier, Paperboy doczekał się wielu wersji na chyba wszystkie popularne wówczas platformy domowe.
// screenshoty z wersji arcade z serwisu MobyGames
Mniej więcej 35 lat temu, w lutym, zadebiutował jeden z najpopularniejszych automatów wydanych 1990 roku – Mercs od Capcomu (oryginalny tytuł: Senjō no Ōkami II). To dynamiczna strzelanka typu run and gun z widokiem z góry, gdzie wcielamy się w najemnika elitarnej jednostki „Wolf Force” i stajemy przed zadaniem odbicia byłego prezydenta fikcyjnego kraju Afrykańskiego z rąk terrorystów. Wersja arcade oferowała tryb kooperacji nawet dla trzech graczy, podczas gdy konwersje na domowe platformy ograniczały ją jedynie do trybu single player.
// screenshoty z wersji arcade z serwisu MobyGames
Pora na ostatnią rocznicę w tym miesiącu, niestety bez dnia, bo nie udało mi się odnaleźć dokładnej daty. 35 lat temu, w styczniu 1990 roku ukazał się Loom, klasyczna gra przygodowa stworzona przez Lucasfilm Games. Jej akcję osadzono w oryginalnym, baśniowym świecie, gdzie gracz kieruje losami Bobbina Threadbare’a, młodego członka Gildii Tkaczy, który wyrusza w podróż, aby odkryć prawdę o tajemniczym zniknięciu swojego ludu. Loom wyróżniał się bardzo nietypową mechaniką – zamiast typowych dla point-and-clicków poleceń („weź”, „użyj”, „otwórz”, itp.), Bobbin korzystał z magicznego narzędzia tkackiego (w języku polskim określanego jako przęślica), na którym wygrywał melodie reprezentujące zaklęcia. Loom to jedna z pierwszych gier, która postawiła na nastrojowe, artystyczne doświadczenie, kładąc większy nacisk na atmosferę i opowieść niż na skomplikowane łamigłówki.
30 lat temu na sklepowe półki trafiła komputerowa adaptacja kinowego megahitu Disney’a pod tytułem Król Lew. Gra ukazała się niemal jednocześnie na wielu platformach: konsolach Sega Mega Drive, Game Gear i Master System, Nintendo Game Boy, NES i SNES a także na komputerach PC i Amiga. Gracz wciela się w Simbę, młodego lwa, którego celem jest odzyskanie tronu po śmierci ojca, króla Mufasy. Gra podzielona jest na poziomy inspirowane scenami z filmu, począwszy od dzieciństwa Simby, aż po jego dorosłość i ostateczną konfrontację ze złym wujem Skazą. Gracz przemierza różnorodne lokacje, pokonuje przeszkody, walczy z przeciwnikami, a niekiedy rozwiązuje zagadki. The Lion King jest ceniona za wciągającą rozgrywkę, piękną oprawę graficzną (w jej tworzeniu brali udział animatorzy Disney’a) oraz wysoki poziom trudności, co sprawia, że pozostaje klasykiem wśród gier platformowych.
Dokładnej daty nie udało mi się odnaleźć, ale mniej więcej 35 lat temu, w październiku 1989 roku, posiadacze komputerów Amiga otrzymali Shadow of the Beast – przełomową platformówkę stworzoną przez studio Psygnosis. Akcja gry toczy się w mrocznym, surrealistycznym świecie fantasy, gdzie gracz wciela się w Aarbrona, byłego człowieka, przemienionego w bestię przez złego czarnoksiężnika, lorda Maletotha. Bohater, po odzyskaniu wspomnień, postanawia zemścić się na swoim oprawcy, przemierzając różnorodne lokacje pełne niebezpiecznych przeciwników i pułapek. Shadow of the Beast wyróżniało się niezwykłą, jak na swoje czasy, oprawą audiowizualną – imponującą grafiką z wielowarstwowym przewijaniem tła, płynnymi animacjami oraz hipnotyzującą ścieżką dźwiękową skomponowaną przez Davida Whittakera.
Dziś rano pisałem już o dwudziestej rocznicy premiery RTSa Dawn of War umieszczonego w świecie Warhammer 40,000. To jednak nie koniec naszej kosmicznej przygody, gdyż kolejne 20 lat wstecz, czyli w 1984 roku, w Wielkiej Brytanii ukazał się Elite. To legendarny space simulator, stworzony przez Davida Brabena i Iana Bella najpierw na komputery BBC Micro a następnie przeportowany na praktycznie wszystkie liczące się w tamtych czasach platformy: od C64, ZX Spectrum i Amstrada, przez DOS, Amigę i Atari ST, aż po NESa oraz nieco egzotyczne w naszym regionie Apple II i MSX. W Elite wcielamy się w pilota statku kosmicznego, który może zajmować się handlem, walką, piractwem czy eksploracją. Celem gry jest rozwój statku i swoich umiejętności oraz zdobycie jak najwyższego statusu, od „Harmless” do „Elite”. Gra wyróżniała się zaawansowaną na tamte czasy grafiką 3D opartą na wektorach oraz generowanym proceduralnie wszechświatem.
Koniec lat osiemdziesiątych i pierwsza połowa dziewięćdziesiątych to złoty okres gier przygodowych. Najpierw, niemal taśmowo, otrzymywaliśmy tekstowo-graficzne produkcje od Sierry: King’s Quest, Space Quest, Police Quest, Quest for Glory, Larry, zaś chwilę później gatunek zrewolucjonizował Lucas Arts wprowadzając interfejs point and click oraz swój autorski silnik SCUMM. Lubiłem grać we wszystkie gry przygodowe, jak chyba niemal każdy w tamtych czasach. Lubiłem, ale nie umiałem. Dla kilkulatka, który ledwo nauczył się składać litery, bariera językowa była sporą przeszkodą. Do dziś wspominam ślęczenie nad komputerem ze słownikiem w ręku, by przetłumaczyć dialogi bohaterów.
Pierwszą przygodówką, jaką pamiętam był Larry. Tytuł, w którym wcielamy się w zbliżającego się do czterdziestki nerda, w dalszym ciągu mieszkającego z mamą. Po utracie pracy jako programista, postanawia otworzyć nowy rozdział w swoim życiu i wreszcie stracić dziewictwo. Oddaje na złom swojego VW Garbusa i z 94 dolarami w kieszeni rusza na miłosne podboje do miasteczka Lost Wages (podobieństwo do Las Vegas – zamierzone). Tam, lawirując między zapuszczonym barem (z pokojem uciech na pięterku), dyskoteką i oczywiście kasynem w hotelu, nasz bohater desperacko szuka kandydatki do zaliczenia.
Dziś, niestety, o Larrym już trochę zapomniano, ale w latach dziewięćdziesiątych regularnie pojawiał się w rankingach ulubionych czy najbardziej znanych postaci z gier wideo. Osobiście z pierwszą częścią przygód podrywacza zetknąłem się gdzieś w okolicach wczesnej podstawówki, jeszcze na PC 286. Grę, jak większość innych, przyniósł ojciec od kolegów z pracy. Nie wiem, czy rodzice zdawali sobie sprawę w co ich kilkuletnia pociecha gra na komputerze. Jednak z drugiej strony, moja nikła wówczas znajomość angielskiego oraz brak internetu, skąd można by ściągnąć solucję sprawiała, że „do niczego nie doszło”. Larry’ego z pewnością nie rozprawiczyłem, a szczytowym osiągnięciem była podróż do kasyna i gra w jednorękiego bandytę. I dopiero teraz, kiedy sam jestem w wieku naszego bohatera, udało mi ukończyć grę, choć jak widać na screenach jeszcze muszę trochę popracować by uzyskać maksymalną liczbę punktów.
30 lat temu ukazała się pierwsza część trylogii Lords of The Realm
Dzisiejszy wpis powstał na życzenie i przy ogromnym współudziale Dominika Kucia. Serdeczne dzięki za podesłanie tekstu!
Akcja tej turowej strategii rozpoczyna się angielską wiosną 1268 roku. Wraz z 5 innymi pretendentami do tronu rozpoczynamy rywalizację o koronę Albionu, gra daje możliwość rozgrywki w 6 osób. Produkcja łączy w sobie rozbudowane wątki gospodarcze (uprawy pól, hodowlę była, owiec oraz handel z kupcami), wraz mechanikami militarnymi (tworzenie/zakup oręża, formowanie wojsk, podbój terenów i budowę zamków).
System turowy został podzielony na pory roku w których mamy możliwość zarządzania swoimi hrabstwami, zaś po podbiciu odpowiednio wysokiej liczby hrabstw możemy wybrać automatyczne zarządzanie królestwem. Każde hrabstwo może mieć dostosowane racje żywnościowe a nawet skład pożywienia na następny kwartał. Walka rozgrywa się na polach bitew oraz podczas długich oblężeń zamków przeciwnika.
Do wyboru otrzymujemy zróżnicowane jednostki takie jak milicja chłopska, łucznicy, rycerze a nawet jazda konna. Interesującą opcją jest możliwość wysłania listów do innych graczy w celu zdobycia przyjaźni lub wywołania konfliktu, gdzie sami możemy modyfikować tekst. Prosta a zarazem złożona, wymagająca i uczciwa mechanika.
// screenshoty ze sklepu GOG i serwisu MobyGames
P.S. Gra została przetłumaczona w pełni na język polski wraz z lektorem, ta wersja ukazała się w czasopiśmie Komputer Świat Gry w maju 2001 roku.
Według niektórych źródeł dziś obchodzimy 35-tą rocznicę premiery gry Populous, prawdopodobnie pierwszej produkcji, w której mogliśmy wcielić się w boga. Zadaniem gracza było dbanie o swoich wyznawców, pozyskiwanie nowych oraz wyeliminowanie tych, wierzących w inne bóstwa. Początkowo mieliśmy pod opieką garstkę ludzi i mogliśmy im pomóc w rozwoju jedynie poprzez kształtowanie terenu. Z czasem, gdy liczba wierzących rosła, kierowany przez gracza bóg zyskiwał nowe moce. Potężne bóstwo mogło zesłać powódź, trzęsienie ziemi, stworzyć bagna lub wulkany a także zmienić zwykłych ludzi w rycerzy, którzy w naszym imieniu walczyli z innowiercami. Była to pierwsza gra legendarnego twórcy Petera Molyneux, o której zrobiło się głośno i dzięki niej kariera młodego, obiecującego projektanta nabrała tempa.
To już 30 lat od czasu, gdy po raz pierwszy mogliśmy zmierzyć się z najeźdźcami z kosmosu w grze UFO: Enemy Unknown, poza Europą znanej jako: X-COM: UFO Defense. Współtworzona i wydana przez MicroProse turowa strategia zapoczątkowała serię, która jest kontynuowana po dzień dzisiejszy i liczy kilkanaście tytułów. Co więcej, jest w dobrych rękach. Po zawirowaniach związanych ze zmianami właścicieli MicroProse na przełomie XX i XXI wieku, prawa do marki X-COM przejęło 2K Games, wydawcę mającego pod swoimi skrzydłami studio Firaxis założone przez byłych pracowników MicroProse m.in. legendarnego Sida Meiera. Dziś seria X-COM obok Cywilizacji to flagowy produkt Firaxis.
I jeszcze mała adnotacja dotycząca daty premiery. Nigdzie nie udało mi się znaleźć dokładnego dnia, wszystkie źródła podają „marzec 1994” a dziś miałem okienko, na które nie zaplanowałem żadnego innego wpisu.