Archiwa tagu: Windows

Dead Space #01

Dead Space

14 października 2008

14 lat temu otrzymaliśmy od Electronic Arts pierwszą część survival horroru Dead Space. Tytuł inspirowany takimi klasykami gatunku jak serie Resident Evil i Silent Hill, a także filmami Ukryty Wymiar i Solaris. Gra przenosi nas do XXVI wieku, w czasy, gdy ludzkość opanowała podróże międzygalaktyczne i skolonizowała wszechświat. Ziemia tymczasem została niemalże wyludniona z powodu wyczerpania surowców naturalnych. Postać, w którą się wcielamy – Isaac Clarke jest inżynierem na statku kosmicznym USG Kellion, który zostaje wysłany na odległą planetę Aegis VII celem zbadania sygnału alarmowego nadanego przez statek górniczy USG Ishimura. Wkrótce po przybyciu nasz bohater odkrywa, że cała załoga jednostki wydobywczej została zgładzona. Tuż potem tajemnicza rasa Nekromorfów atakuje nowoprzybyły statek ratunkowy i w efekcie z Kellionu żywcem uchodzi tylko Isaac i dwóch innych członków załogi.

Głównym celem gracza, po przejęciu kontroli nad protagonistą, jest przede wszystkim przeżycie. Walcząc z wrogo nastawionymi stworami, mieszkańcami Aegis VII, musimy dowiedzieć się co dokładnie wydarzyło się przed naszym przybyciem, a także znaleźć sposób na wydostanie się z nieprzyjaznej planety. Walka w Dead Space nie polega na bezmyślnym strzelaniu do hord potworów. Tutaj wrogowie są silni a każda potyczka może stanowić nie lada wyzwanie. Atmosferę grozy dodatkowo buduje ograniczone oświetlenie. Przeciwnicy nierzadko pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie a wszystkiemu oczywiście towarzyszy odpowiednio dobrana oprawa dźwiękowa.

Po premierze tytuł zebrał bardzo pochlebne recenzje, ze średnią ocen zbliżoną do 90% na każdym z dostępnych sprzętów: PC, Xbox 360 i PlayStation 3. Otrzymał też kilkanaście nagród w różnych plebiscytach, z czego większość za oprawę audio. Gracze do tej pory ciepło wypowiadają się o Dead Space, jednak nie przełożyło się to na dobrą sprzedaż. Do końca roku, mimo intensywnej kampanii marketingowej, rozeszło się zaledwie 421 tys. kopii na wszystkich platformach łącznie. Wynik ten odebrano jako rozczarowanie i wraz z innym tytułem od EA z tamtego okresu – Mirror’s Edge, Dead Space przyczynił się do obniżenia prognoz zysków korporacji w tamtym roku fiskalnym. Obecnie czekamy na remake, którego premiera została zaplanowana na styczeń przyszłego roku. Można zaobserwować, że machina marketingowa powoli się rozkręca. Zobaczymy czy nowa wersja przebije sprzedażą oryginał, który ostatecznie trafił do około dwóch milionów graczy.

// screenshoty ze sklepów GOG i Steam

Fallout 25th anniversary

Fallout

9 października 1997

Jeśli śledzicie jakiekolwiek wiadomości związane z tematyką gier, z pewnością już dotarła do Was informacja, że w tym miesiącu Bethesda hucznie świętuje 25. urodziny marki Fallout. Dokładnej daty premiery po raz kolejny nie sposób odnaleźć, gdyż każdy serwis podaje inną wersję. Oficjalna strona Bethesdy mówi tylko „październik” bez konkretnego dnia. Steam i GOG podają 30 września, Wikipedia 10 października, zaś moje najbardziej zaufane źródło, czyli strona MobyGames sugeruje, że 25 urodziny Fallout obchodzi właśnie dziś, czyli 9 października. Z czasem seria stała się synonimem postapokaliptycznego RPGa i obecnie jakakolwiek gra z tego gatunku by nie wyszła, nie sposób, by uniknęła porównania z Falloutem. Nawet druga i trzecia część Wastelanda, były reklamowane jako tytuły, będące następcą gry, której duchowym spadkobiercą były pierwsze dwa Fallouty.

Dla mnie Fallout był jednym z pierwszych RPGów w jakie się zagrywałem i o ile pamięć mnie nie myli pierwszym, którego przeszedłem. Niejednokrotnie już wspominałem, że na samym początku mojej kariery gracza nie lubiłem tego gatunku. Role-play’e kojarzyły mi się z mrocznymi, ciężkimi produkcjami, zupełnie nieprzystępnymi dla dzieciaka z podstawówki, który jeszcze niezbyt pewnie władał językiem Shakespeare’a. Nastawienie to najpierw zmieniło Diablo, a następnie dzięki takim produkcjom jak Baldur’s Gate i właśnie Fallout, RPGi stały się moim ulubionym typem gier.

Dziś seria Fallout urosła w sumie do dziewięciu pozycji: czterech głównych części, dwóch spin-offów: New Vegas i MMO Fallout 76, oraz trzech innych tytułów niebędących typowymi RPGami: taktyczna strategia Fallout Tactics, konsolowy Action-RPG Brotherhood of Steel, oraz powstała z myślą o telefonach symulacja zarządzania schronem Fallout Shelter, później przeportowana także na platformy stacjonarne. Obecnie czekamy na Fallouta 5, choć ciężko, nawet w dużym przybliżeniu określić, kiedy możemy się go spodziewać. W czerwcu tego roku Todd Howard, szef Bethesdy, obecnego właściciela praw do marki Fallout zapowiedział, że studio zajmie się piątą częścią postapokaliptycznego RPGa zaraz po tym, gdy światło dzienne ujrzy The Elder Scrolls VI. Ten z kolei nadal znajduje się w fazie przedprodukcyjnej a prace pełną parą ruszą nie wcześniej niż po premierze gry Starfielda, która obecnie planowana jest na pierwszą połowę 2023 roku.

A na deser oprócz zwyczajowych screenshotów także trochę grafik koncepcyjnych, szkiców i renderów z GOGa oraz z serwisu MobyGames.

Counter-Strike: Source #01

Counter-Strike: Source

7 października 2004

Osiemnastkę obchodzi dziś Counter-Strike: Source. Trzecia z kolei pozycja w serii, która zaczynała jako mod do Half-Life’a. Niekwestionowany król kawiarenek internetowych, FPS dla wielu graczy o bardzo prostej, ale jakże wciągającej mechanice. Połowa uczestników wciela się w terrorystów i próbuje podłożyć oraz zdetonować ładunek wybuchowy, bądź też przetrzymać zakładników. Pozostali uczestnicy potyczki przyjmują rolę antyterrorystów i mają za zadanie odnaleźć i rozbroić bombę lub odbić zakładników.

Source był czymś, co dzisiaj nazwalibyśmy remasterem pierwszego Counter-Strike’a. Wydany na miesiąc przed Half-Life 2 (i dołączany za darmo do niektórych jego edycji) jest niczym innym, jak oryginalnym CSem przeniesionym na nowy silnik. Oczywiście zawiera liczne modyfikacje i usprawnienia, mniej lub bardziej zmieniające balans rozgrywki. Część map przeniesiono z pierwowzoru i nieco odświeżono a także dodano kilka nowych. Zniknął też mało popularny tryb gry Assassination, gdzie jeden z graczy w drużynie antyterrorystów wcielał się w VIPa, którego reszta zespołu eskortowała do punktu docelowego, zaś terroryści mieli za zadanie go zlikwidować.

Szanuję tę serię, bo odcisnęła spore piętno na historii gier video. Jednak Counter-Strike, podobnie jak inne multiplayerowe FPSy to zupełnie nie moja działka. Próbowałem licznych tytułów i różnych trybów rozgrywki i zdecydowanie wolę strzelanki z rozbudowaną fabułą dla pojedynczego gracza. Dlatego proszę o wyrozumiałość, gdybym walnął jakiegoś babola w tej krótkiej wspominkowej notce.

// screenshoty ze Steama oraz serwisu MobyGames

Middle-Earth: Shadow of Mordor #00

Middle-Earth: Shadow of Mordor

30 września 2014

8 lat temu od studia Monolith Productions (znanego chociażby z serii Blood) otrzymaliśmy Middle-Earth: Shadow of Mordor. Przygodową grę akcji z elementami RPG osadzoną w świecie stworzonym przez J.R.R. Tolkiena, czasowo umiejscowioną pomiędzy jego dwoma najbardziej znanymi dziełami: Hobbitem i trylogią Władca Pierścieni.

W Cieniu Mordoru wcielamy się w Taliona, gondorskiego kapitana, strażnika Czarnej Bramy, którego rodzina zostaje zabita przez siły Saurona. Ciało Taliona tuż przed śmiercią opanowuje upiór, po czym strażnik trafia do Mordoru by pomścić swoich krewnych. Bohater wkrótce odkrywa, że został związany z duchem prastarego elfa Celebrimora, najwybitniejszego kowala Drugiej Ery, twórcę Trzech Pierścieni, który również pragnie zemsty na Sauronie.

Shadow of Mordor był pierwszą grą, w której zaimplementowano innowacyjny system Nemesis. Definiuje on cechy, zachowanie oraz wygląd każdego przeciwnika z osobna. Jeśli rywal zostanie pokonany przez gracza, ale nie zabity, przy następnym spotkaniu dostosuje swój styl walki tak, aby wykorzystać słabe cechy bohatera. Zmienią się także wypowiadane kwestie a za każdym kolejnym razem, gdy Talion się na niego natknie, wróg będzie coraz silniejszy. Oczywiście, za tak „wyszkolonego” oponenta otrzymamy znacznie więcej punktów.

Gra została znakomicie przyjęta zarówno przez dziennikarzy, jak i przez graczy. Oceny w prasie to zwykle ósemki lub dziewiątki, średnia na Steamie od graczy to ponad 90%. Shadow of Mordor zdobył kilka statuetek Game of the Year, zaś w agregatorze ocen Metacritic jest najwyżej plasującym się tytułem z tolkienowskiego świata.

// screenshoty ze sklepów: GOG, Xbox oraz Playstation

Star Wars: The Force Unleashed #01

Star Wars: The Force Unleashed

16 września 2008

14 lat temu Lucas Arts wydało grę akcji z widokiem z trzeciej osoby osadzoną w świecie Gwiezdnych Wojen zatytułowaną The Force Unleashed, której fabuła ma miejsce pomiędzy trzecim a czwartym epizodem sagi Star Wars. Wcielamy się w niej w Starkillera, ucznia Dartha Vadera, aby poznać tajniki ciemnej strony mocy i użyć jej do eliminacji Jedi, którzy przetrwali Rozkaz 66.

Star Wars: The Force Unleashed początkowo ukazał się wyłącznie na konsole w kilku różnych wersjach. Najbogatsze wyszły oczywiście na flagowe wówczas sprzęty Sony: PlayStation 3 oraz Microsoftu: Xbox 360. Wyróżniały je przede wszystkim grafika HD na nowym silniku Ronin integrującym takie technologie jak: silnik fizyki Havok, Euphoria oferująca wspieraną przez sztuczną inteligencję płynną animację postaci oraz Digital Molecular Matter (DMM), by wybuchy i niszczenie środowiska było jeszcze bardziej widowiskowe. Oprócz tego PS3 i X360 jako jedyne wspierały pobieranie dodatkowej zawartości.

Uboższe z powodu ograniczeń sprzętowych edycje otrzymali właściciele PlayStation 2, PlayStation Portable oraz Nintendo Wii. Pod względem zawartości niczym między sobą się nie różniły, ale tą ostatnią wyróżniało wsparcie dla wiilota. Przyznacie, że nie ma chyba nic miodniejszego niż wymachiwanie mieczem świetlnym przy użyciu pilota do Wii zamiast kręcenia gałkami na tradycyjnym kontrolerze. Oprócz tego, 16 września 2008 ukazała się także wersja na Nintendo DS, w której sterowanie dostosowano do dotykowego ekranu.

PC-towcy musieli czekać ponad rok, ale za to od razu otrzymali kompletną edycję zawierającą wszystkie DLC wydane do tej pory na PS3 i X360. Przez branżę gra została przyjęta ciepło, ale bez szczególnych zachwytów. Oceny w prasie i serwisach internetowych oscylowały w okolicach 70%. Co innego wśród graczy. The Force Unleashed stało się najszybciej sprzedającym się tytułem w świecie Gwiezdnych Wojen. Ostatnie dane, jakie udało mi się znaleźć, to ponad 7 milionów sprzedanych egzemplarzy, przy czym są to liczby sprzed dobrych kilku lat. O niesłabnącej popularności tytułu niech świadczy fakt, że w tym roku, a więc kilkanaście lat po premierze, gra została wydana na kolejną platformę: Nintendo Switch.

// screenshoty ze sklepu Steam oraz z dawnej strony LucasArts

Z #01

Z

2 września 1996

Przełom lat 90/00 to okres, gry strategie czasu rzeczywistego były u szczytu swej popularności. Rynek był zdominowany przez dwie serie: Command & Conquer od Westwood Studios, które szybko zostało wykupione przez Electronic Arts, oraz przez WarCraft/StarCraft od Blizzarda. Aby przebić się do głównego nurtu deweloperzy musieli naprawdę się postarać. Mieliśmy całkiem sporo dobrych gier, jak np. KKND, Total Annihilation czy Age of Empires, żeby wymienić tylko kilka z nich. Oczywiście było też sporo produkcji średnich i całkiem nieudanych.

Wydany dokładnie 26 lat temu „Z” od Bitmap Brothers należał raczej do tej drugiej grupy. Otrzymał niezbyt wysokie oceny od recenzentów i pod względem sprzedanych kopii także świata nie zawojował. Doczekał się jeszcze sequelu (Z: Steel Soldiers z 2001 roku) a potem słuch o nim, jak o wielu podobnych, niczym nie wyróżniających się tytułach, po prostu zaginął.

W odróżnieniu od klasycznych przedstawicieli gatunku RTS, w „Z” nie zbieramy żadnych zasobów i nie wznosimy budynków, aby zwiększyć siłę swojej armii, którą zaatakujemy przeciwnika. Zamiast tego, mamy coś w rodzaju „capture the flag”. Odpowiednie budowle są już na mapie, musimy jedynie je przejąć i utrzymać nad nimi kontrolę, w czasie, gdy te zajmują się produkcją naszych jednostek.

Po tylu latach nadal uważam, że tytuł ten miał swój urok. Zapamiętałem go jako grę bardzo trudną, której nigdy nie ukończyłem, ale która sprawiała wiele frajdy. Nie licząc oczywiście legend od Westwood/EA oraz Blizzarda, są w zasadzie trzy strategie czasu rzeczywistego, które dziś bez namysłu potrafię wymienić i w które zagrywałem się w tamtych czasach: Myth, Commandos i właśnie „Z”.

// screenshoty ze sklepu Steam, z wersji odświeżonej w 2014 roku przez TickTock Games

Microsoft Flight Simulator 2004 #01

Microsoft Flight Simulator 2004

29 lipca 2003

Obecnie Microsoft to jeden z największych graczy na rynku gier wideo. Jednak dwie dekady temu, gdy firma z Redmond wchodziła na rynek ze swoim Xboxem, mało kto łączył ją z rozrywką. Owszem, miała w swoim portfolio takie tytuły jak Age of Empires, czy Microsoft Golf, ale w opinii szarego zjadacza chleba krojonego był to producent systemów operacyjnych i pakietów biurowych. Zaś jeśli chodzi o gry, to kojarzył się jedynie z uwielbianymi na poczcie i w administracji państwowej pasjansem i saperem. Myślę, że nawet dziś mało kto zdaje sobie sprawę, że jednym z najstarszych produktów Microsoftu, starszym nawet od wspomnianego Windowsa i Office’a a ustępująca wiekiem tylko DOSowi i kilku innym pomniejszym projektom, jest seria symulatorów lotu Microsoft Flight Simulator.

Do pierwszej części być może jeszcze kiedyś wrócimy, a dziś nadarza się okazja by wspomnieć trochę o wirtualnym lataniu, albowiem 19 lat temu ukazała się dziewiąta odsłona serii: Microsoft Flight Simulator 2004 o podtytule „A Century of Flight”. W początkowym okresie mojej kariery gracza symulatory lotów były moim ulubionym gatunkiem, ale z serią Microsoftu nigdy nie było mi po drodze. Od cywilnego relaksacyjnego latania wolałem lotnictwo wojskowe, zwłaszcza w wydaniu mistrzów gatunku w tamtych czasach – MicroProse. FS2004 był natomiast pierwszym tytułem, gdzie miałem okazje spróbować swoich sił za sterami maszyny nieco spokojniejszej niż uzbrojony po zęby naddźwiękowy myśliwiec. I niestety, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Latanie bez celu nie przypadło mi wówczas do gustu. Dopiero kolejna część serii: Flight Simulator X przyciągnęła mnie na dłużej, sprawiła, że zainwestowałem w porządnego joy’a z przepustnicą i doceniłem edukacyjną wartość symulatora od Microsoftu.

// screenshoty z serwisu MobyGames

X-COM: Apocalypse #01

X-COM: Apocalypse

15 lipca 1997

Okrągłe ćwierć wieku mija dziś od premiery X-COM Apocalypse, gry stworzonej przez studio Mythos Games a wydanej przez MicroProse. Był to trzeci tytuł z serii X-COM, po UFO: Enemy Unknown (poza Europą znana jako: X-COM: UFO Defense) oraz X-COM: Terror from the Deep. Podobnie jak poprzednie części, gra jest turową strategią a rozgrywka podzielona jest na dwa etapy: zarządzanie bazą oraz walka z najeźdźcą.

Akcja X-COM: Apocalypse toczy się w 2084 roku, niemal pół wieku po wydarzeniach z Terror from the Deep. Na zniszczonej wojną Ziemi, aby zapewnić ocalałym mieszkańcom przetrwanie, życie zostało zorganizowane wokół samowystarczalnych państw-miast. Pierwszym z takich skupisk ludzkich było Mega Primus, zbudowane na zgliszczach kanadyjskiego Toronto. I to tutaj będziemy mieli swoją siedzibę. W przeciwieństwie do dwóch pierwszych części X-COM jesteśmy ograniczeni wyłącznie do naszego Megalopolis, nie mamy do dyspozycji całej planety. Faza walki natomiast oferuje powiew świeżości, albowiem oprócz znanego z wcześniejszych odsłon systemu turowego, możemy przełączyć się w tryb czasu rzeczywistego.

Mimo dość napiętych stosunków między deweloperem a wydawcą, scysji dotyczących szaty graficznej, zbyt ambitnych początkowo ustalonych celów, projekt został dowieziony do końca i znalazł uznanie zarówno recenzentów, jak i graczy. W ówczesnej prasie Apocalypse zbierało zwykle ósemki i dziewiątki, a i dziś zarówno na GOGu, jak i na Steamie dominują bardzo pozytywne oceny.

// screenshoty ze sklepu GOG oraz z serwisu MobyGames

Carmageddon: Max Damage #01

Carmageddon: Max Damage

8 lipca 2016

Sezon ogórkowy w pełni. Okres wakacji szkolnych to nie jest czas sprzyjający premierom nowych tytułów. Korzystając z dostępnych mi źródeł nie byłem w stanie znaleźć źadnej znanej i zupełnie nowej gry, która miała premierę 8 lipca. Dlatego na łamach Koyomi gości dziś Carmageddon: Max Damage, zaktualizowana i zoptymalizowana pod konsole PlayStation 4 i Xbox One wersja wydanego rok wcześniej wyłącznie na komputery PC Carmageddon: Reincarnation.

Serię Carmageddon zna chyba każdy. Krwawe wyścigi samochodowe, w których tak naprawdę dojechanie przed wszystkimi do mety to kwestia drugorzędna, po raz pierwszy na naszych ekranach zagościły w 1997 roku. I od razu wpasowały się w tonację budowaną wówczas przez antygrowe lobby obwiniające nasze hobby o deprawacje młodzieży, główne źródło wzrostu przestępczości i w ogóle całe zło tego świata. Carmageddon stawiano w pierwszym szeregu winnych tego wszystkiego tytułów, na równi z Doomem, Mortal Kombat i GTA.

Co możemy powiedzieć o wydanym 19 lat później Max Damage? Niewiele. Póki co, to ostatnia część serii i niestety jedna z gorszych. Czy to wersja o podtytule Reincarnation, czy też Max Damage, obie zbierały mieszane recenzje zarówno od krytyków, jak i od graczy. Gra została sfinansowana przez kampanię na Kickstarterze, gdzie zebrała 625 tys. dolarów, a więc o połowę więcej niż wynosił minimalny cel ustalony przez organizatorów. Przekroczenie 600 tysięcy USD oznaczało odblokowanie kolejnego progu, w ramach którego miała powstać wersja na systemy macOS oraz Linux. Tej obietnicy jednak developerzy nigdy nie dotrzymali, ani w pierwszej edycji Reincarnation, ani też w uaktualnionym Max Damage.

// screenshoty z serwisu MobyGames oraz ze sklepu PlayStation Store

Mortal Kombat 4 #01

Mortal Kombat 4

24 czerwca 1998

Dziś niestety będzie krótko i zwięźle. Przygotowywałem się do tego wpisu, zakupiłem dzisiejszego jubilata w jakiejś promocji na GOGu, planowałem porządnie ograć, by sprawdzić, jak gra trzyma się po tylu latach. Niestety, mój komputer trafił do serwisu. Ostatnie dni gwarancji, problemy z baterią i po krótkiej diagnozie udało się załatwić wymianę na nową. Ale ja nie o tym miałem. Dziś mijają 24 lata, odkąd pod strzechy trafił Mortal Kombat 4, pierwsza próba przeniesienia kultowego mordobicia w trzeci wymiar, z pewnością podyktowana popularnością takich tytułów jak Tekken czy Virtua Fighter. Co prawda gra była dostępna już od kilku miesięcy w salonach gier, ale właśnie 24 czerwca 1998 roku trafiła na PlayStation, zaś kilka dni później na komputery PC.

Po tylu latach niewiele już pamiętam. Wiem, że toczyliśmy z bratem boje na kanapie przed telewizorem. Jednak dużo więcej czasu pojedynkowaliśmy się w Tekkenie 3, Battle Arena Toshinden, czy też Soul Blade. Niby to był stary dobry Mortal, ze znanymi z poprzednich części wojownikami, jak również niemałą grupą nowych postaci. Miał także to, za co do tej pory tę serię kochaliśmy: mnóstwo krwi i fatality. Jednak, mimo iż sporo zagrywałem się w pierwsze trzy części, ta odsłona nie przyciągnęła mnie na dłużej a jednocześnie, aż do dziesiątki, pozostała ostatnim Mortalem, w którego grałem. Do tej pory, gdy najdzie mnie ochota wirtualnie obić komuś twarz, najchętniej sięgam po jeden z najstarszych, w pełni dwuwymiarowych tytułów.

// screenshoty z serwisu MobyGames