Metroid: Zero Mission #00

Metroid: Zero Mission

9 lutego 2004

20 lat temu posiadacze kieszonsolki Game Boy Advance otrzymali możliwość zagrania w Metroid: Zero Mission. Gra to nic innego, jak remake pierwszego Metroida, wydanego na konsolę NES/Famicom w 1986 roku. Jeśli z jakicholwiek powodów graczom nie dane było zagrać w oryginał, mogli przeżyć tę samą historię w odświeżonej oprawie graficznej i dźwiękowej. A i starych wyjadaczy metroidvanii z pewnością nie zabrakło wśród nabywców, zwłaszcza, że Zero Mission często pojawia się w zestawieniach najlepszych tytułów na Game Boy’a Advance.

// Screenshoty z Nintendo eShop

Bitmap Books - A Guide to Japanese Role-Playing Games #02

A Guide to Japanese Role-Playing Games

Bitmap Books, 2021

O książkach wydawanych przez Bitmap Books z pewnością słyszeliście niejednokrotnie a być może już macie jakieś w swojej kolekcji. Moją półkę zdobi już dziewięć pozycji z nieustannie powiększającej się oferty wydawnictwa, zaś dziś napiszę kilka słów o jednej z dwóch moich ulubionych. „A Guide to Japanese Role-Playing Games” to mój pierwszy nabytek od Bitmap Books. Po otrzymaniu przesyłki, jeśli zakupu dokonaliśmy w oficjalnym sklepie, jako pierwszy rzuca się w oczy bardzo solidny sposób pakowania. Ma się wrażenie, że paczkę można by było zrzucić prosto do ogródka z przelatującego na naszym domem samolotu i nic by jej się nie stało. Tym bardziej, żaden listonosz ani kurier nie powinien być jej straszny.

Książkę wydano po raz pierwszy w 2021 roku i obejmuje ona przekrój przez całą historię „skośnych RPGów”. Na 652 stronach przeczytamy o ponad 600 grach począwszy od najstarszych tytułów z wczesnych lat 80-tych: pierwsze Dragon Questy, Phantasy Star, produkcje studia Falcom, przez hity przełomu XX i XXI wieku, dzięki którym gatunek wyszedł z izolacji w Kraju Wschodzącego Słońca: Chrono Trigger, serie Final Fantasy i Pokémon, aż po najnowsze hity ostatnich lat: Bloodborne, Octopath Traveler, NieR Automata.

Same opisy gier to nie tylko suche, przepisane z Wikipedii informacje. Widać, że autorzy mocno zgłębili temat, bo niemal każda strona zawiera jakieś mniej znane ciekawostki, które już zdarzyło mi się przytoczyć na blogu. Książkę szczególnie poleciłbym wszystkim miłośnikom gier fabularnych w Europie, a zwłaszcza w Polsce, gdzie mniej więcej do drugiej połowy lat 90-tych mieliśmy bardzo ograniczony dostęp do dalekowschodnich roleplay’ów. Przyczyna była dość prozaiczna, znakomita większość z nich wychodziła na popularne w Japonii konsole: przede wszystkim Super Nintendo i Sega Mega Drive, podczas gdy my w tamtym czasie graliśmy na C64 i Atari, a jak komuś się lepiej powodziło to na Amidze lub PC. Jedyny wyjątek to Pegasus. Ale tu znów, gdy ktoś zdobył cartridge z jakimś przedstawicielem gatunku, to na przeszkodzie stawała bariera językowa w postaci japońskich „krzaczków”. Mam wrażenie, że dopiero dzięki PlayStation i Final Fantasy VII nasza część świata odkryła nowy, zupełnie dotąd nieznany rodzaj gier. Przynajmniej tak było w moim przypadku.

Dzięki „A Guide to Japanese Role-Playing Games” możemy przestudiować co nas ominęło, ale przede wszystkim natknąć się na mniej znane perełki, znane tylko na dalekowschodnim rynku, które umknęły czytelnikom śledzącym głównie mainstramowe media. Jedyny minus? Cóż, to papier… raz zadrukowanego nie da się zaktualizować. Za 5 czy 10 lat z chęcią poczytalibyśmy o wszystkich rozdziałach remake’u Final Fantasy VII, Elden Ring, Rise of the Ronin, czy też o wielu innych jeszcze nie ogłoszonych tytułach. Mimo to, polecam wszystkim, kto choć raz w życiu zagrał w jakiegokolwiek jRPGa. To także doskonała pozycja, by na własne oczy przekonać się jak genialną robotę wykonuje Bitmap Brothers.

Moja ocena nie może być inna: 10/10

Książka do kupienia na oficjalnej stronie Bitmap Books.

// zdjęcia z oficjalnej strony oraz z profilu Bitmap Books w serwisie Pinterest

Zakłady Elwro #01

Zakłady Elwro

6 lutego 1959

65 lat temu założono Wrocławskie Zakłady Elektroniczne „Elwro”. Przedsiębiorstwo miało ogromny wpływ w rozwój polskiego przemysłu elektronicznego i wsławiło się produkcją przede wszystkim przemysłowych komputerów Odra, biurowych mikrokomputerów Elwro opartych o architektura Intela, oraz rodzimego klona ZX Spectrum, sprzedawanego pod nazwą Elwro Junior. Oprócz tego, we wrocławskich zakładach produkowano także kalkulatory, organki elektroniczne Elwirka, elektronikę użytkową i komponenty do produkcji innych urządzeń (np. telewizorów, radioodbiorników) a także… TVG-10, czyli pierwszą (i jedyną?) polską konsolę do gier.

Według „Bajtów Polskich” Bartka Kluski i Mariusza Rozwadowskiego, skrót TVG-10 rozwijało się jako TVG-10 Telewizyjna Video Gra z 10 rodzajami rozrywki, mimo iż dostępnych było tylko sześć gier: tenis, hokej, squash, pelota, strzelanie do ruchomego celu i strzelanie do znikającego celu. Te dwie ostatnie pozycje wymagały dodatkowego akcesorium w postaci pistoletu świetlnego „Videotraf”.

Historia Elwro zakończyła się dość smutno, podobnie z resztą jak w przypadku wielu innych państwowych przedsiębiorstw w okresie przemian ustrojowych. W 1993 roku zakład sprywatyzowano i jego nowym właścicielem został Siemens. Było to „niechciane dziecko”, które niemiecki koncern dostał „w pakiecie” przy okazji zakupu warszawskich Zakładów Wytwórczych Urządzeń Telefonicznych (ZWUT). Jeszcze w tym samym roku produkcję we Wrocławiu uznano za nieopłacalną i zlikwidowano fabrykę. Większość pracowników zwolniono za ugodą wypłacając odprawy, zaś większość hal produkcyjnych została wyburzona.

// zdjęcia z Wikipedii

Harvest Moon 64 #00

Harvest Moon 64

5 lutego 1999

Kilka a może już kilkanaście lat temu tłumnie zakładano konta na Facebooku, by móc pograć w FarmVille. Dziś, jeśli chcemy pouprawiać sobie roślinki, mamy do dyspozycji albo realistyczny Farming Simulator albo nieco uproszczony, ale niezwykle popularny Stardew Valley. Ten ostatni tytuł, z grafiką utrzymaną w stylu retro pixelart, garściami czerpie z popularnej w latach 90-tych serii Harvest Moon (obecnie Story of Seasons). Pierwszą z nich wydano na SNESa, drugą na Game Boy’a, zaś dziś mija 25 lat od premiery trzeciej części serii – Harvest Moon 64, która ukazała się na Nintendo 64.

// Screenshoty z Nintendo eShop

Giełda Komputerowa

Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych

4 lutego 1994

30 lat temu nastąpiła chwila, która na zawsze odmieniła oblicze (nie tylko z resztą) komputerowej rozrywki. Tego dnia Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchwalił bez wątpienia jedną z najsłynniejszych ustaw w historii III RP – o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Nie znaczy to oczywiście, że wcześniej nie było przepisów chroniących twórców. Obowiązywała ustawa z 1952 roku, wraz ze zmianami wprowadzonymi w roku 1975. Z oczywistych względów nie dotyczyły one jednak bezpośrednio oprogramowania komputerowego i przez to w odniesieniu do dóbr cyfrowych było to, jak dobrze wszyscy pamiętamy, prawo martwe.

Piractwo oczywiście nie zniknęło w okamgnieniu, jak od dotyku magicznej różdżki. Giełdy komputerowe działały dalej, jedynie sprzedawcy oferujący gry i użytki trochę bardziej kryli się po kątach. Policja raz na jakiś czas urządzała pokazowe naloty a w telewizji mogliśmy oglądać materiały z niszczenia nielegalnych nośników. Najwięcej uwagi w dostosowaniu się do nowego prawa przykładały firmy, bo w nich kontrole autentycznie się odbywały. Indywidualni użytkownicy dalej jednak wymieniali się dyskietkami i może jedynie wzrosła nieco świadomość społeczna, że to co robimy nie jest do końca legalne ani moralne. Jeszcze sporo wody w Wiśle zdążyło upłynąć zanim normą stało się kupowanie gier a nie ich kopiowanie od kolegów lub ściąganie z torrentów.

Pełen tekst ustawy opublikowany w Dzienniku Ustaw:

Sonic the Hedgehog 3 #00

Sonic the Hedgehog 3

2 lutego 1994

30 lat temu ukazała się trzecia część przygód niebieskiego jeża, będącego maskotką Segi. Sonic the Hedgehog 3 zagościł tego dnia u posiadaczy konsol Sega Mega Drive, a tak właściwie to Sega Genesis, gdyż premiera miała miejsce najpierw w Stanach Zjednoczonych. Według pierwotnych założeń, ta odsłona miała mieć widok izometryczny à la Diablo, jednak w trakcie prac odłożono ten pomysł na później, by rozwinąć go w wydanym 2 lata później Sonic 3D Blast.

// screenshoty z serwisu MobyGames

SimCity 3000 #00

SimCity 3000

1 lutego 1999

25 lat ukazało się SimCity 3000. Pierwsza część serii (a trzecia w ogóle gra) wydana przez Electronic Arts po przejęciu twórców. Była to też ostatnia gra, jaką studio Maxis ukończyło na własnych warunkach, we własnym tempie. Później większość załogi została przerzucona do prac nad The Sims. Dla mnie to także ostatnia część, przy której spędziłem większą ilość czasu. Wydana cztery lata później czwórka była już, w mojej ocenie, zbyt wielka i zbyt przekombinowana.

Z ciekawostek, młodsi czytelnicy mogą nie pamiętać, ale w 2002 roku SimCity 3000 zyskało sporą uwagę mediów przed odbywającymi się w październiku wyborami samorządowymi. Dzięki inicjatywie Cenegi Poland oraz dziennikarzy „Gazety Społecznej”, przed komputery zaproszono kandydatów na Prezydenta Warszawy. Każdy z nich otrzymał to samo miasto, przygotowane przez polskiego wydawcę gry, z wyglądu nieco przypominające naszą stolicę. Zaczynając z 32,7 tys. mieszkańców i 60 tys. simoleonów budżetu, uczestnicy spędzili 6 godzin na rozwoju metropolii. Bezapelacyjnym wygranym okazał się przyszły zwycięzca wyborów Lech Kaczyński, który zmagania zakończył z miastem liczącym 472 tys. mieszkańców i miał do dyspozycji niemal milion simoleonów.

Miasta, zarówno to startowe, jak i każdego z uczestników po zakończeniu rywalizacji załączono na płycie CD dodawanej do #57 numeru reaktywowanego na chwile w 2002 roku magazynu Top Secret. Chciałem je tutaj wrzucić, ale niestety nie udało mi się znaleźć w sieci obrazu płyty. Wydaje mi się, że gdzieś ją jeszcze powinienem mieć w piwnicy bądź na strychu rodzinnego domu, ale nie wiem, kiedy następnym razem odwiedzę bliskich, by to sprawdzić. Zatem jeśli ktoś posiada dysk i jest jeszcze go w stanie odczytać, będę niezmiernie wdzięczny za podzielenie się plikami.

// Screenshoty ze sklepu GOG

Road to 1000

Podsumowanie styczniowych zmian

31 stycznia 2024

Pierwszy miesiąc 2024 roku mamy z głowy. Czas zatem na małe podsumowanie tych 31 dni. W noworocznym wpisie prosiłem Was o opinie i sugestie o czym chcielibyście poczytać na blogu, czego Wam brakuje a co dalej robić tak jak do tej pory. Czytając komentarze doszedłem do wniosku, że pierwotnie założona formuła bloga przestała wystarczać i z chęcią ujrzelibyście więcej treści bezpośrednio ode mnie, niż tylko i wyłącznie suche daty.

Słucham Was. Oczywiście forma kalendarium pozostanie esencją Koyomi, ale jak być może zdołaliście zauważyć, w styczniu pojawiło się kilka rubryk tematycznych. Jeśli akurat następującego dnia tygodnia nie uda mi się znaleźć ważnej (okrągłej) rocznicy, to zamiast tego ujrzycie:

  • we wtorki: moje wspomnienia z przeszłości – Na fali popularności serwisu topsters stworzyłem listę 25 gier, które miały największy wpływ na mnie, jako gracza. Nie upubliczniłem jej nigdzie, zamiast tego co tydzień będę przedstawiał jedną pozycję wraz z historią, screenami oraz (nowość!) krótkim video zawierającym gameplay.
  • w czwartki: sprawy bieżące – Nie mam zbyt wiele czasu na ogrywanie nowości, ale tego dnia nieco rozszerzę horyzonty do ogólnie pojętej popkultury. Zawsze wpadnie jakaś książka, komiks, film, nowy sprzęt albo i miejsce do odwiedzenia, które warto polecić. Tutaj spodziewajcie się powiązań z moim drugim hobby – fotografią.
  • w piątki: kącik prasowy. Cieszący się dość sporą popularnością cykl artykułów przedstawiający nasze ukochane magazyny o grach z lat dziewięćdziesiątych i wczesnych dwutysięcznych powraca w regularnej odsłonie. W styczniu przedstawiłem cztery numery czterech różnych czasopism, które miały dla mnie szczególne znaczenie. W kolejnych wpisach nie spodziewajcie się jednak zbyt dużo tekstu z mojej strony, skupię się na tym co redaktorzy mieli te 20-30 lat temu do powiedzenia.

Sporadycznie, będę też wrzucał newsy związane z naszym ukochanym hobby, ale raczej nie będą to najgłośniejsze wiadomości, o których przeczytacie na wszystkich innych fanpage’ach. A jeśli macie jeszcze jakieś inne propozycje, to walcie śmiało!

Basil the Great Mouse Detective #01

Basil the Great Mouse Detective

Pamiętacie jak dwa tygodnie pisałem o swojej pierwszej grze? Trochę wtedy nakłamałem, ale tylko odrobinkę. Digger był pierwszym tytułem, w którego świadomie zagrałem. Był też pierwszą grą na tym nowym fajnym urządzeniu, które pojawiło się w domu i które trochę przypominało telewizor, stojący na jakiejś skrzynce, z której wychodziły różne kable i któremu można było wydawać polecenia za pomocą takiej okrojonej maszyny do pisania. 7 lat wtedy miałem i ojciec wytłumaczył, że jest to komputer. Ale nie jakiś zwykły, w 100% zgodny z IBM PC i co najważniejsze, 16-bitowy i szybszy od innych do niego podobnych, bo miał literki AT a nie XT. Oczywiście zupełnie nic z tego nie zrozumiałem, ale wtedy nie miało to żadnego znaczenia. Pecet zagościł na stałe w domu, ojciec mógł pisać na nim doktorat a ja w wolnych chwilach grać w Diggera.

Tymczasem jednak, mój pierwszy kontakt z tym nowym i zupełnie nieznanym rodzajem urządzeń elektronicznych miał miejsce jakieś 2-3 lata wcześniej. Pewnego dnia po przedszkolu (a może nawet i zamiast) tata zabrał swojego cztero, może pięcioletniego syna do pracy na Wydział Mechaniczny Politechniki Łódzkiej. Tam, żeby dzieciak nie przeszkadzał i nie nudził się, posadzono go przed komputerem i włączono mu grę. Mam bardzo ograniczone wspomnienia z tamtych wydarzeń, część pewnie sobie dopowiedziałem później, część znam z opowieści innych. Komputerem, z którym miałem do czynienia był Amstrad a grałem w „misiaczki”. Spodobało mi się, nawet bardzo. Do tego stopnia, że odtąd przez dobre kilka kolejnych lat, jak ktoś pytał się mnie co chcę robić w przyszłości, odpowiadałem, że „pracować na Politechnice i grać w misiaczki”.

Długo próbowałem dojść do tego, czym były owe „misiaczki”. Z urywków pamięci jakie się zachowały, nie byłbym w stanie nawet opisać gry. Na czym polegała, co się w niej robiło, jaki był cel. Z resztą dla czterolatka i tak były to kwestie drugoplanowe. Liczyło się, że jak naciśnie jeden guzik to „misiaczek” idzie w lewo, jak drugi to w prawo, a jak jeszcze inny to podskakuje. Całkiem niedawno, z pewnością już po rozpoczęciu prowadzenia bloga, zawziąłem się i stwierdziłem, że muszę odnaleźć tytuł tej pierwszej gry, w którą grałem w sumie może kwadrans. Z pomocą przyszedł serwis MobyGames. Wyświetliłem w nim wszystkie gry, jakie kiedykolwiek wyszły na Amstrada, posortowałem po dacie premiery i otworzyłem podstronę każdej jednej, która ukazała się przed 1988 rokiem. Wszak jedna z niewielu rzeczy, których byłem pewien, to że miałem nie więcej niż 5 lat.

I tak, doszedłem do wniosku z 99% pewnością, że pierwsza gra, z jaką miałem styczność, choć tak naprawdę nie miałem zbytnio pojęcia na czym ona polegała, to: Basil the Great Mouse Detective. „Misiaczek” okazał się myszą i to nie byle jaką, bo postacią stworzoną przez wytwórnię Disney’a. Co więcej, w zeszłym roku, przygotowując wpis na 30-lecie magazynu Secret Service, trafiłem na fenomenalny film Marcina Kiendry z kanału Loading opisujące pierwszy numer SS i okazało się, że Basil the Great Mouse Detective zagościł w premierowym numerze kultowego magazynu.

Worms: Armageddon #00

Worms: Armageddon

29 stycznia 1999

Ćwierć wieku temu Team 17 dostarczyło trzecią część gry o wojowniczych robakach: Worms Armageddon. Początkowo planowano ją wydać pod tytułem Wormageddon i miał być to dodatek do drugiej odsłony serii. Ostatecznie, chyba patrząc na ogrom zmian w stosunku do poprzedniczki, wydawca zdecydował się sprzedać nowe robale jako oddzielny produkt i z perspektywy czasu można stwierdzić, że była to dobra decyzja. Armageddon przez wielu jest uważany za najlepszą część serii i wielokrotnie pojawiał się w różnych zestawieniach gier wszech czasów.

// screenshoty ze sklepów GOG, Steam oraz z oficjalnej strony Team 17