Archiwa tagu: PC

Doom 3 #00

Doom 3

3 sierpnia 2004

Dwie dekady temu ukazała się trzecia część Dooma. Id Software po 10 latach przerwy, w trakcie których stworzyli i rozwinęli Quake’a, swój drugi flagowy produkt, postanowili wysłuchać graczy i powrócić do korzeni, które przyniosły im światową sławę. Po premierze pamiętam dość krytyczne uwagi od części fanów dotyczące (o ile dobrze kojarzę) dużej powtarzalności, zbyt mrocznego klimatu i ciemnych pomieszczeń, potworów wyskakujących znienacka jak w tanim horrorze, a przede wszystkim słabego trybu multiplayer, zwłaszcza w porównaniu do Quake’a 3. Ja w każdym razie bawiłem się świetnie i jak teraz spojrzałem na statystyki to wcale tak źle nie było: ocena 87% na Metacritic oraz 3,5 mln sprzedanych kopii do początku 2007 roku, co czyniło Dooma 3 najpopularniejszą wówczas grą id Software. Aczkolwiek należy pamiętać, że 3 miesiące później przyszedł Half-Life 2, pozamiatał całą konkurencję i pozgarniał wszystkie możliwe nagrody.

// screenshoty z GOGa i Steama

Sacred 3 #00

Sacred 3

1 sierpnia 2014

10 lat temu ukazała się trzecia i jak do tej pory ostatnia część Sacred. Dwie pierwsze odsłony serii action RPGów stworzone przez Ascaron Entertainment zostały przyjęte dość ciepło. Może nie dorównały popularnością Diablo, ale czasami stawiano je w jednym rzędzie jako alternatywę dla graczy znudzonych tytułem Blizzarda. Niestety, niedługo po wydaniu dwójki studio zostało zamknięte z powodu problemów finansowych i prawa do marki trafiły do Deep Silver. Austriacy zlecili prace nad trzecią częścią deweloperom z Keen Games. Ci jednak nie podołali zadaniu. Sacred 3 był grą co najwyżej średnią i z pewnością dlatego nigdy nie doczekaliśmy się czwórki.

// screenshoty ze sklepów Steam, Xbox i PlayStation

Fallout: London #01

Fallout: London

Kilka dni temu na GOGu miała miejsce premiera potężnego moda do Fallouta 4 przenoszącego graczy na drugą stronę Atlantyku. Fani serii postapokaliptycznych RPGów z pewnością śledzili projekt od dawna, jednak niedzielni gracze tacy jak ja, o Fallout: London usłyszeli kilka miesięcy temu, kiedy to Bethesda wydała next-genową łatkę do czwórki, która mocno dała się we znaki wielu moderom, także grupie FOLON stojącej za odtworzeniem brytyjskiej stolicy po wojnie nuklearnej. Od tamtej pory bliżej zacząłem się interesować modem i wyczekując premiery specjalnie w letniej promocji kupiłem Fallouta 4.

Czy warto było? Chyba nie. Jeśli obserwujecie mnie od jakiegoś czasu, z pewnością wiadomo Wam, że od dobrych kilkunastu lat jestem graczem konsolowym. Ostatniego PC-ta do gier kupiłem ponad 20 lat temu. Zdążyłem zatem już zapomnieć z czym wiąże się granie na komputerach. Od dawna jestem przyzwyczajony, że po zakupie gry wkładam płytkę do napędu lub ściągam ją z odpowiedniego sklepu, instaluję, odpalam i gram. Część z Was z pewnością powie, że na PC wygląda to tak samo. „Powinno wyglądać” – doprecyzuję, bo ja prawie zawsze napotykam jakieś problemy. I Fallout: London jest najlepszym tego przykładem. Przypomniał mi z czym miałem do czynienia te 20 i więcej lat temu.

Fallout 4 i Fallout: London ściągnąłem jeszcze w czwartek, tego samego dnia, gdy GOG ogłosił premierę moda. Sama instalacja przebiegła bezproblemowo, jednak uruchomić całość udało mi się go dopiero następnego dnia późnym wieczorem (choć w zasadzie była już sobota, dobrze po północy). Po wybraniu opcji „New Game”, gra przestawała reagować i zawieszała się. Na reddicie problem już był dobrze znany i jako rozwiązanie polecono odinstalować wszystko, usunąć jakiś tam katalog, zainstalować ponownie podstawkę, uruchomić nową grę tak, żeby stworzył się przynajmniej jeden zapis i dopiero potem zainstalować Fallout: London. Zadziałało, udało mi się przejść do tworzenia bohatera, ale zanim zakończyłem proces, gra zdecydowała zawiesić się po raz kolejny. Po ponownym uruchomieniu, znów wieszała się w tym samym momencie co za pierwszym podejściem. A więc kolejna reinstalacja. Za trzecim razem miałem więcej szczęścia, przebrnąłem przez kreatora postaci, po uzyskaniu kontroli zrobiłem ręczny zapis, sprawdziłem, że działa i granie zostawiłem na kolejny dzień.

Przez noc przemyślałem sobie bohatera, którego stworzyłem i postanowiłem pozmieniać nieco statystyki. Odpaliłem grę, wybrałem opcję „New Game” i… zgadliście, Fallout: London znów zawiesił się w tym samym momencie co na samym początku. Stwierdziłem, że nie chce mi się kolejny raz ściągać 70 gigabajtów, przeprosiłem się z wczorajszą postacią i po trzech dniach od instalacji postanowiłem wreszcie pograć. Poszwendałem się trochę po opuszczonym laboratorium, gdzie tu i ówdzie można było napotkać zwłoki jego dawnych pracowników. Zabrałem koszulkę GOGa (miły gest ekipy FOLON dla polskiego sklepu, który zdecydował się hostować i oficjalnie wspierać projekt) i trafiłem do pomieszczenia z klatkami na szczury, którego drzwi były zdalnie zablokowane. Stojący nieopodal terminal pozwolił je otworzyć, ale po odejściu od komputera moja postać utknęła. Z wyjątkiem podskakiwania w miejscu, nie mogłem się poruszyć w żadną stronę. Nie mogłem też walczyć a zza drzwi wybiegły zmutowane szczury, który momentalnie się na mnie rzuciły i kilka chwil później zagryzły.

Odczytując zapis spróbowałem jeszcze kilkakrotnie, ale za każdym razem efekt był ten sam. Nawet bez otwierania drzwia, samo podejście i opuszczenie terminala skutkowało zablokowaniem bohatera. Kolejna sesja porad u Wujka Google i okazało się, że utykanie przy komputerze to jeden z najbardziej znanych i najstarszych bugów w Falloucie 4. Jako remedium polecano:

  • spróbować odczytać grę (mnie nie pomogło)
  • wciskać na pałę klawisz Esc aby zapauzować i odpauzować grę (również nie pomogło)
  • zmienić ustawienia ekranu w Windowsie, by zablokować odświeżanie na 60 Hz (też nic z tego)
  • zainstalować jakiś kolejny mod, który rzekomo eliminuje ten problem

Poddałem się. Chciałem sobie spokojnie pograć a nie spędzić weekend czytając reddita, instalując kolejne mody i nieoficjalne poprawki, które jedną rzecz może i naprawią, ale nie wiem, czy nie zepsują czegoś innego.Taka zabawa była dobra w liceum albo jak miałem kupę czasu na studiach. Now I’m too old for this shit…

Wolfenstein: Youngblood #00

Wolfenstein Youngblood

25 lipca 2019

Pięć lat temu dzięki współpracy MachineGames i Arkane Lyon otrzymaliśmy ostatni jak do tej pory duży tytuł z serii Wolfenstein. Akcja gry toczy się dwie dekady po wydarzeniach z Wolfenstein II: The New Colossus. Wcielamy się w niej w Jessie i Zofię Blazkowicz, bliźniaczki, córki znanych z poprzedniej odsłon Williama J. Blazkowicza oraz Anyi Oliwy. Dziewczyny porywają helikopter FBI i wyruszają na poszukiwanie ojca, który w zniknął w tajemniczych okolicznościach. Według informacji, jakie znalazły w sekretnym pomieszczeniu rodzinnego domu, B.J. najprawdopodobniej wyruszył do okupowanej przez Nazistów Francji na spotkanie z przedstawicielami tamtejszego ruchu oporu.

// screenshoty ze strony Bethesdy i bloga PlayStation

Prey

11 lipca 2006

Dziś przypada 18 rocznica premiery Prey’a – tego pierwszego, zanim prawa do marki trafiły pod skrzydła Bethesdy. Gra od Human Head Studios, wydana przez 2K jest mi niezmiernie bliska, gdyż była to jedna z pierwszych moich płyt na Xboksa 360. Do dziś pamiętam to ciepłe, wrześniowe popołudnie 2007 roku, kiedy wracałem na rowerze z pracy, mijając duńskie miasteczko Lyngby. Dzień wcześniej wysłałem skończoną pracę magisterską i otrzymałem pierwszą wypłatę za odbywane praktyki studenckie. W drodze do akademika zawitałem do centrum handlowego i w nieistniejącej już sieci elektromarketów Fona kupiłem najnowszą wówczas konsolę Microsoftu – Xbox 360 Premium z 20GB dyskiem twardym, oraz grą Test Drive Unlimited. Pierwszą noc z nową zabawką spędziłem grając „do odcięcia”. zasnąłem jakoś koło piątej nad ranem z włączonym telewizorem.

Następnego ranka, czyli gdzieś tak po czternastej zjadłem szybkie śniadanie, wsiadłem na rower i pognałem do centrum handlowego, póki jeszcze sklepy były otwarte. Tam w lokalnym GameStopie na półkach z używkami wygrzebałem dwa pudełka: Obliviona oraz Prey. I kolejną noc spędziłem właśnie z FPSem od Human Head Studios. Był to mój drugi kontakt z pierwszoosobową strzelanką na konsoli. Wcześniej, próbowałem sił w Black na pożyczonym od kolegi PS2, ale zupełnie mi nie podszedł. Jako zagorzały wówczas PC-towiec, grający od niemal 15 lat, czyli od czasów Wolfensteina 3D, za pomocą klawiatury i myszy, nie potrafiłem ogarnąć sterowania. Nie wyobrażałem sobie grania w FPSy na padzie. Co innego Prey, tego załapałem od razu i sam byłem zdziwiony, że nie dość, że jest to możliwe, to jeszcze gra się całkiem wygodnie.

Prey to także pierwszy tytuł, który ukończyłem na nowej konsoli; pierwszy, w którego zagrałem w trybie multiplayer i pierwszy, w którym zdobyłem wszystkie osiągnięcia. Pamiętam, że historia przedstawiona przez twórców była naprawdę wciągająca. Zaś system portali a zwłaszcza zmienna grawitacja to coś, z czym wcześniej się nie spotkałem i co dodało sporo świeżości do wydawałoby się już mocno wyeksploatowanego gatunku. Prey to jeden z moich ulubionych tytułów, w jakie grałem na Xboksie 360 i mnie już na zawsze będzie kojarzył się z tą konsolą, mimo że exclusivem wcale nie był.

// screenshoty ze sklepu Xbox oraz serwisu MobyGames

Richard Burns Rally #00

Richard Burns Rally

9 lipca 2004

Przełom XX i XXI wieku pamiętam jako okres, gdzie szczyt popularności przeżywały symulacje rajdów samochodowych. To wtedy narodziła się popularna seria sygnowana logiem organizacji World Rally Championship i jeszcze popularniejsza firmowana nazwiskiem Colina McRae. Inni kierowcy rajdowi nie chcieli być gorsi. I tak na okładki gier wideo trafili mistrzowie świata Fin Tommi Mäkinen oraz Brytyjczyk Richard Burns. Ten ostatni, dokładnie 20 lat temu użyczył swojego wizerunku w grze stworzonej przez Warthog Games, która w odróżnieniu od konkurencji stawiała przede wszystkim na realizm i co za tym idzie wysoki poziom trudności.

// screenshoty z serwisu MobyGames

Deluxe Ski Jump #01

Deluxe Ski Jump

4 lipca 1999

Ćwierć wieku temu ukazała się gra, która na dobre kilka lat zawładnęła pracowniami komputerowymi w polskich podstawówkach i gimnazjach, o czym nawet sam twórca przez długie lata nie zdawał sobie sprawy. Mowa oczywiście o symulatorze skoków narciarskich Deluxe Ski Jump, potocznie u nas nazywanym „Małyszem”. Gra z pewnością nie zdobyłaby takiej popularności, gdyby nie zbiegła się w czasie z nagłym nomen-omen skokiem popularności tej dyscypliny, w związku z wyczynami naszego mistrza z Wisły. Na fali „małyszomanii”, która ogarnęła Polskę na początku tego stulecia powstało mnóstwo innych gier o skokach narciarskich, ale żadna inna nie zdobyła takiej popularności, jak Deluxe Ski Jump stworzony prez Jussiego Koskelę.

Autor DSJ z autorem bloga Koyomi

Fakt, że autor nie był świadomy popularności swego dzieła, niestety związany jest z faktem, że znakomita większość kopii, jakie krążyły między nami nie przyniosła mu nawet centa dochodu. Nikt z nas nie zawracał sobie głowy skąd pochodzi gra. Dlatego, jeśli dobrze bawiliście się te ponad 20 lat temu, wpadnijcie na stronę Mediamond i rozważcie zakup pełnej wersji. 30 złotych to nie majątek a Jussi to przemiły facet i na pewno ucieszy się, że o nim pamiętamy.

// screenshoty z oficjalnej strony Mediamond oraz serwisu MobyGames

Kingpin: Life of Crime #00

Kingpin: Life of Crime

2 lipca 1999

25 lat temu na półki sklepowe trafiły pudełka z grą Kingpin: Life of Crime, strzelanką pierwszoosobową od studia Xatrix Entertainment, znanego dotychczas z innego FPSa Redneck Rampage, a także z oficjalnego dodatku do Quake’a II o podtytule The Reckoning. Gra osadzona jest w brutalnym, dystopijnym, miejskim klimacie, inspirowanym filmami noir i kinem gangsterskim. Gracz wciela się w postać, która dąży do zemsty na mafijnym bossie, tytułowym Kingpinie. Dzisiejszy jubilat wyróżniał się brutalnością, wulgarnym językiem a także możliwością rekrutowania członków gangu oraz modyfikowania broni, co dodawało elementy strategii do typowej rozgrywki FPS. Natomiast soundtrack do Kingpina stworzył słynny hiphopowy zespół z Kalifornii Cypress Hill.

// screenshoty ze sklepu GOG

Dino Crisis #00

Dino Crisis

1 lipca 1999

Przedwczoraj zapytałem Was jaka seria gier przychodzi Wam na myśl, jeśli mówimy o gatunku survival-horror. Mareczek co prawda przyciął trochę zasięgi, bo spodziewałem się większej ilości odpowiedzi, ale zgodnie z moimi oczekiwaniami, pojawiły się: Resident Evil, Silent Hill i Alone in the Dark. A pytanie zadałem w jednym konkretnym celu: chciałem sprawdzić, czy ktokolwiek pamięta jeszcze o bardzo popularnej na przełomie lat 90 i 00 serii od Capcomu. Japończycy mieli wówczas w swym horrorowym portfolio nie tylko gry spod szyldu Resident Evil. Drugą franczyzą, która doczekała się trzech odsłon i spin-offu przeznaczonego na pistolet świetlny oraz sprzedała się w ponad 4 milionach egzemplarzy jest Dino Crisis.

Pierwsza część zadebiutowała dokładnie 25 lat temu. Przez złośliwych, z uwagi na podobieństwo w sposobie rozgrywki i sterowania postacią, została od razu ochrzczona mianem Residenta z dinozaurami. I tylko zombie podmieniono na prehistoryczne gady. Z resztą za Dino Crisis odpowiedzialny był także ten sam zespół deweloperów z Shinji Mikami na czele.

Gracz wciela się w postać Reginy, agentki specjalnej, która wraz z drużyną zostaje wysłana na odległą wyspę, aby zbadać tajemnicze laboratorium. Po dotarciu na miejsce pod osłoną nocy, szybko przekonują się, że eksperymenty genetyczne prowadzone przez światowej sławy naukowca dr. Edwarda Kirka, wymknęły się spod kontroli. Wyspa została opanowane przez dinozaury a jeden z członków zespołu po nieudanym lądowaniu w środku dżungli zostaje pożarty przez tyranozaura. Pozostała trójka agentów przystępuje do misji nieświadoma straty kompana.

// screenshoty z dawnych materiałów prasowych

Divinity: Original Sin #00

Divinity: Original Sin

30 czerwca 2014

10 lat temu ukazała się kolejna część flagowej serii studia Larian – Divinity: Original Sin. W tej odsłonie cofamy się 12 wieków przed wydarzenia z pierwszej części sagi Divine Divinity. Gracz kieruje losem dwójki bohaterów – Łowców Źródła, którzy zostali wysłani przez Radę Siedmiu, władającą krainą Rivellon, aby zbadać tajemnicze morderstwo w mieście Cyseal. W ten sposób trafiają w sam środek intrygi, która naruszy osnowę samego czasu.

Original Sin był swego rodzaju punktem zwrotnym w historii belgijskiego studia i kto wie czy dziś zagrywalibyśmy się w Baldur’s Gate 3, gdyby ta część Divinity nie odniosła takiego sukcesu. W jednym z wywiadów Swen Vincke, założyciel i CEO Larian Studios przyznał, że jego firma była na krawędzi bankructwa, zadłużona w banku, zalegała z podatkami i tylko dzięki zbiórce na Kickstarterze, która przyniosła zastrzyk gotówki w wysokości prawie miliona dolarów udało się dokończyć grę. Po premierze zebrała jednak znakomite recenzje, niemal od razu stała się najszybciej sprzedającym się tytułem studia, co pozwoliło ustabilizować sytuację finansową i podjąć pracę nad kolejnymi doskonałymi RPGami.

// screenshoty z oficjalnej strony Larian Studios oraz serwisu MobyGames