Archiwa tagu: PC

Dark Earth #01

Dark Earth

21 października 1997

Szukając inspiracji do dzisiejszego wpisu zupełnie przypadkiem trafiłem na grę, która premierę miała równe ćwierć wieku temu, a o której mało kto już dziś pamięta. Dark Earth, czyli przygodówka TPP z elementami akcji i horroru, pozycja, w którą nigdy nie grałem, ale doskonale pamiętam z recenzji w ówczesnej prasie a zwłaszcza z okładki 48. numeru Secret Service – wakacyjnego wydania z 1997 roku. Co ciekawe, gra w ogóle w tym numerze SS się nie pojawia. Nie ma nawet najmniejszej wzmianki, chociażby w relacji z targów E3.

Secret Service #48 – lipiec/sierpień 1997

Recenzje, przynajmniej w polskiej prasie, zaczęły pojawiać się tuż po wakacjach: w Secret Service we wrześniu a w Resecie w październiku. Te dwa czasopisma nałogowo w tamtych czasach czytałem i w obu redaktorzy wypowiadali się o Dark Earth w samych superlatywach przyznając ocenę 9/10. Zachęcony lekturą (dzięki dobrodziejstwu naszych czasów, jakim jest serwis archive.org) zapragnąłem sprawdzić czym zachwycano się 25 lat temu. I tu niestety odbiłem się od ściany. Tytuł nie jest dostępny na żadnej z platform cyfrowej dystrybucji. Ciężko też dojść do tego, kto obecnie jest w posiadaniu praw autorskich do tytułu, bo producent Kalisto Entertainment zbankrutował na początku XXI wieku mniej więcej w czasie gdy pękła bańka internetowych dot-comów. Cała nadzieja w GOGu, bo już nie takie projekty wyciągali z zaświatów i dostosowywali do dzisiejszych sprzętów i systemów operacyjnych.

Na zakończenie przytoczę cytat z recenzji w SSie autorstwa red. Banana Split: „DARK EARTH jest moim faworytem do miana gry tego roku (ale czekam na UBIKA i FALLOUT)”. Po 25 latach chyba oczywista wydaje się odpowiedź na pytanie który z tych trzech tytułów powinien być uznany za grę roku 1997 i który z nich wywarł największy wpływ na rozwój branży gier na kolejne ćwierć wieku.

// screenshoty i concept arty serwisu MobyGames

Dead Space #01

Dead Space

14 października 2008

14 lat temu otrzymaliśmy od Electronic Arts pierwszą część survival horroru Dead Space. Tytuł inspirowany takimi klasykami gatunku jak serie Resident Evil i Silent Hill, a także filmami Ukryty Wymiar i Solaris. Gra przenosi nas do XXVI wieku, w czasy, gdy ludzkość opanowała podróże międzygalaktyczne i skolonizowała wszechświat. Ziemia tymczasem została niemalże wyludniona z powodu wyczerpania surowców naturalnych. Postać, w którą się wcielamy – Isaac Clarke jest inżynierem na statku kosmicznym USG Kellion, który zostaje wysłany na odległą planetę Aegis VII celem zbadania sygnału alarmowego nadanego przez statek górniczy USG Ishimura. Wkrótce po przybyciu nasz bohater odkrywa, że cała załoga jednostki wydobywczej została zgładzona. Tuż potem tajemnicza rasa Nekromorfów atakuje nowoprzybyły statek ratunkowy i w efekcie z Kellionu żywcem uchodzi tylko Isaac i dwóch innych członków załogi.

Głównym celem gracza, po przejęciu kontroli nad protagonistą, jest przede wszystkim przeżycie. Walcząc z wrogo nastawionymi stworami, mieszkańcami Aegis VII, musimy dowiedzieć się co dokładnie wydarzyło się przed naszym przybyciem, a także znaleźć sposób na wydostanie się z nieprzyjaznej planety. Walka w Dead Space nie polega na bezmyślnym strzelaniu do hord potworów. Tutaj wrogowie są silni a każda potyczka może stanowić nie lada wyzwanie. Atmosferę grozy dodatkowo buduje ograniczone oświetlenie. Przeciwnicy nierzadko pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie a wszystkiemu oczywiście towarzyszy odpowiednio dobrana oprawa dźwiękowa.

Po premierze tytuł zebrał bardzo pochlebne recenzje, ze średnią ocen zbliżoną do 90% na każdym z dostępnych sprzętów: PC, Xbox 360 i PlayStation 3. Otrzymał też kilkanaście nagród w różnych plebiscytach, z czego większość za oprawę audio. Gracze do tej pory ciepło wypowiadają się o Dead Space, jednak nie przełożyło się to na dobrą sprzedaż. Do końca roku, mimo intensywnej kampanii marketingowej, rozeszło się zaledwie 421 tys. kopii na wszystkich platformach łącznie. Wynik ten odebrano jako rozczarowanie i wraz z innym tytułem od EA z tamtego okresu – Mirror’s Edge, Dead Space przyczynił się do obniżenia prognoz zysków korporacji w tamtym roku fiskalnym. Obecnie czekamy na remake, którego premiera została zaplanowana na styczeń przyszłego roku. Można zaobserwować, że machina marketingowa powoli się rozkręca. Zobaczymy czy nowa wersja przebije sprzedażą oryginał, który ostatecznie trafił do około dwóch milionów graczy.

// screenshoty ze sklepów GOG i Steam

Fallout 25th anniversary

Fallout

9 października 1997

Jeśli śledzicie jakiekolwiek wiadomości związane z tematyką gier, z pewnością już dotarła do Was informacja, że w tym miesiącu Bethesda hucznie świętuje 25. urodziny marki Fallout. Dokładnej daty premiery po raz kolejny nie sposób odnaleźć, gdyż każdy serwis podaje inną wersję. Oficjalna strona Bethesdy mówi tylko „październik” bez konkretnego dnia. Steam i GOG podają 30 września, Wikipedia 10 października, zaś moje najbardziej zaufane źródło, czyli strona MobyGames sugeruje, że 25 urodziny Fallout obchodzi właśnie dziś, czyli 9 października. Z czasem seria stała się synonimem postapokaliptycznego RPGa i obecnie jakakolwiek gra z tego gatunku by nie wyszła, nie sposób, by uniknęła porównania z Falloutem. Nawet druga i trzecia część Wastelanda, były reklamowane jako tytuły, będące następcą gry, której duchowym spadkobiercą były pierwsze dwa Fallouty.

Dla mnie Fallout był jednym z pierwszych RPGów w jakie się zagrywałem i o ile pamięć mnie nie myli pierwszym, którego przeszedłem. Niejednokrotnie już wspominałem, że na samym początku mojej kariery gracza nie lubiłem tego gatunku. Role-play’e kojarzyły mi się z mrocznymi, ciężkimi produkcjami, zupełnie nieprzystępnymi dla dzieciaka z podstawówki, który jeszcze niezbyt pewnie władał językiem Shakespeare’a. Nastawienie to najpierw zmieniło Diablo, a następnie dzięki takim produkcjom jak Baldur’s Gate i właśnie Fallout, RPGi stały się moim ulubionym typem gier.

Dziś seria Fallout urosła w sumie do dziewięciu pozycji: czterech głównych części, dwóch spin-offów: New Vegas i MMO Fallout 76, oraz trzech innych tytułów niebędących typowymi RPGami: taktyczna strategia Fallout Tactics, konsolowy Action-RPG Brotherhood of Steel, oraz powstała z myślą o telefonach symulacja zarządzania schronem Fallout Shelter, później przeportowana także na platformy stacjonarne. Obecnie czekamy na Fallouta 5, choć ciężko, nawet w dużym przybliżeniu określić, kiedy możemy się go spodziewać. W czerwcu tego roku Todd Howard, szef Bethesdy, obecnego właściciela praw do marki Fallout zapowiedział, że studio zajmie się piątą częścią postapokaliptycznego RPGa zaraz po tym, gdy światło dzienne ujrzy The Elder Scrolls VI. Ten z kolei nadal znajduje się w fazie przedprodukcyjnej a prace pełną parą ruszą nie wcześniej niż po premierze gry Starfielda, która obecnie planowana jest na pierwszą połowę 2023 roku.

A na deser oprócz zwyczajowych screenshotów także trochę grafik koncepcyjnych, szkiców i renderów z GOGa oraz z serwisu MobyGames.

Counter-Strike: Source #01

Counter-Strike: Source

7 października 2004

Osiemnastkę obchodzi dziś Counter-Strike: Source. Trzecia z kolei pozycja w serii, która zaczynała jako mod do Half-Life’a. Niekwestionowany król kawiarenek internetowych, FPS dla wielu graczy o bardzo prostej, ale jakże wciągającej mechanice. Połowa uczestników wciela się w terrorystów i próbuje podłożyć oraz zdetonować ładunek wybuchowy, bądź też przetrzymać zakładników. Pozostali uczestnicy potyczki przyjmują rolę antyterrorystów i mają za zadanie odnaleźć i rozbroić bombę lub odbić zakładników.

Source był czymś, co dzisiaj nazwalibyśmy remasterem pierwszego Counter-Strike’a. Wydany na miesiąc przed Half-Life 2 (i dołączany za darmo do niektórych jego edycji) jest niczym innym, jak oryginalnym CSem przeniesionym na nowy silnik. Oczywiście zawiera liczne modyfikacje i usprawnienia, mniej lub bardziej zmieniające balans rozgrywki. Część map przeniesiono z pierwowzoru i nieco odświeżono a także dodano kilka nowych. Zniknął też mało popularny tryb gry Assassination, gdzie jeden z graczy w drużynie antyterrorystów wcielał się w VIPa, którego reszta zespołu eskortowała do punktu docelowego, zaś terroryści mieli za zadanie go zlikwidować.

Szanuję tę serię, bo odcisnęła spore piętno na historii gier video. Jednak Counter-Strike, podobnie jak inne multiplayerowe FPSy to zupełnie nie moja działka. Próbowałem licznych tytułów i różnych trybów rozgrywki i zdecydowanie wolę strzelanki z rozbudowaną fabułą dla pojedynczego gracza. Dlatego proszę o wyrozumiałość, gdybym walnął jakiegoś babola w tej krótkiej wspominkowej notce.

// screenshoty ze Steama oraz serwisu MobyGames

Middle-Earth: Shadow of Mordor #00

Middle-Earth: Shadow of Mordor

30 września 2014

8 lat temu od studia Monolith Productions (znanego chociażby z serii Blood) otrzymaliśmy Middle-Earth: Shadow of Mordor. Przygodową grę akcji z elementami RPG osadzoną w świecie stworzonym przez J.R.R. Tolkiena, czasowo umiejscowioną pomiędzy jego dwoma najbardziej znanymi dziełami: Hobbitem i trylogią Władca Pierścieni.

W Cieniu Mordoru wcielamy się w Taliona, gondorskiego kapitana, strażnika Czarnej Bramy, którego rodzina zostaje zabita przez siły Saurona. Ciało Taliona tuż przed śmiercią opanowuje upiór, po czym strażnik trafia do Mordoru by pomścić swoich krewnych. Bohater wkrótce odkrywa, że został związany z duchem prastarego elfa Celebrimora, najwybitniejszego kowala Drugiej Ery, twórcę Trzech Pierścieni, który również pragnie zemsty na Sauronie.

Shadow of Mordor był pierwszą grą, w której zaimplementowano innowacyjny system Nemesis. Definiuje on cechy, zachowanie oraz wygląd każdego przeciwnika z osobna. Jeśli rywal zostanie pokonany przez gracza, ale nie zabity, przy następnym spotkaniu dostosuje swój styl walki tak, aby wykorzystać słabe cechy bohatera. Zmienią się także wypowiadane kwestie a za każdym kolejnym razem, gdy Talion się na niego natknie, wróg będzie coraz silniejszy. Oczywiście, za tak „wyszkolonego” oponenta otrzymamy znacznie więcej punktów.

Gra została znakomicie przyjęta zarówno przez dziennikarzy, jak i przez graczy. Oceny w prasie to zwykle ósemki lub dziewiątki, średnia na Steamie od graczy to ponad 90%. Shadow of Mordor zdobył kilka statuetek Game of the Year, zaś w agregatorze ocen Metacritic jest najwyżej plasującym się tytułem z tolkienowskiego świata.

// screenshoty ze sklepów: GOG, Xbox oraz Playstation

System Shock #01

System Shock

23 września 1994

28 lat mija dziś od premiery System Shocka, jednej z najbardziej uznanych gier, których akcja toczy się w, póki co, jeszcze dość odległej cyberpunkowej przyszłości. Wcielamy się w niej w bezimiennego hakera, który zostaje przyłapany na próbie włamania do baz korporacji TriOptimum i pozyskania danych dotyczących stacji kosmicznej Cytadela. Od Edwarda Diego, jednego z dyrektorów wykonawczych korporacji, otrzymuje propozycję nie do odrzucenia: potajemne shackowanie SHODAN – sztucznej inteligencji zarządzającej stacją i oddanie jej pod kontrolę Diego, by ten mógł wykorzystać ją do swoich celów, w zamian za wyczyszczenie kartoteki oraz wszczepienie wojskowej klasy neuroimplantu. Operacja kończy się powodzeniem i nasz bohater zostaje wprowadzony w stan leczniczej hibernacji i wysłany na Cytadelę. Jako gracz przejmujemy nad nim kontrolę, gdy zostaje wybudzony po 6 miesiącach. Szybko okazuje się, że coś jest nie tak. Na stacji kosmicznej, poza protagonistą, nie ma żywej duszy a roboty i cyborgi zostały przeprogramowane na eksterminację rasy ludzkiej. Dowiadujemy się również, że SHODAN planuje wykorzystać znajdujący się na wyposażeniu Cytadeli laser do zniszczenia miast na Ziemi.

Dziś System Shock produkcji LookingGlass Technologies urósł do pozycji kultowej, ale nie zawsze tak było. Gra sprzedała się w zaledwie 170 tys. egzemplarzy i to pomimo bardzo pochlebnych recenzji w ówczesnej prasie. Było to zbyt mało nawet, żeby pokryć koszty produkcji. Jeszcze gorzej sprawa wyglądała z wydanym 5 lat później sequelem. Średnie oceny oscylowały w okolicach 90%, a i tak w ciągu 8 miesięcy od premiery sprzedano niecałe 60 tys. kopii. Z perspektywy czasu można wysunąć tezę, że oba System Shocki były zbyt przełomowe i nieco wyprzedziły swoje czasy. Dla mnie, wówczas jedenastolatka, była to gra zbyt mroczna i zbyt poważna, by podjąć się próby pokonania SHODAN. Jakiś czas temu chciałem dać jej drugą szansę, instalując wersję z GOGa, którą gdzieś kiedyś za jakieś grosze kupiłem w promocji. Tym razem pokonało mnie zbyt archaiczne sterowanie. Do trzech razy sztuka? Zobaczymy

Tymczasem, z niecierpliwością wyczekuję remake’u, który rodzi się w ogromnych bólach. Po udanej kampanii na kickstarterze w 2016 roku, w takcie której zebrano 1,35 miliona dolarów, datę premiery wielokrotnie przekładano. W pewnym momencie prace całkowicie wstrzymano. Kiedy już wydawało się, że wszelkie problemy zostały rozwiązane, nastała pandemia i po raz kolejny nowy System Shock nie ma bliżej określonej daty premiery. Podobnie z resztą jak trzecia część serii, o której od dawna chodzą plotki i do której prawa nie tak dawno nabyli Chińczycy z Tencenta. Póki co nam, graczom muszą wystarczyć uznawane za duchowych spadkobierców System Shocka serie Deus Ex oraz BioShock.

// screenshoty ze sklepów Steam i GOG oraz własne

Star Wars: The Force Unleashed #01

Star Wars: The Force Unleashed

16 września 2008

14 lat temu Lucas Arts wydało grę akcji z widokiem z trzeciej osoby osadzoną w świecie Gwiezdnych Wojen zatytułowaną The Force Unleashed, której fabuła ma miejsce pomiędzy trzecim a czwartym epizodem sagi Star Wars. Wcielamy się w niej w Starkillera, ucznia Dartha Vadera, aby poznać tajniki ciemnej strony mocy i użyć jej do eliminacji Jedi, którzy przetrwali Rozkaz 66.

Star Wars: The Force Unleashed początkowo ukazał się wyłącznie na konsole w kilku różnych wersjach. Najbogatsze wyszły oczywiście na flagowe wówczas sprzęty Sony: PlayStation 3 oraz Microsoftu: Xbox 360. Wyróżniały je przede wszystkim grafika HD na nowym silniku Ronin integrującym takie technologie jak: silnik fizyki Havok, Euphoria oferująca wspieraną przez sztuczną inteligencję płynną animację postaci oraz Digital Molecular Matter (DMM), by wybuchy i niszczenie środowiska było jeszcze bardziej widowiskowe. Oprócz tego PS3 i X360 jako jedyne wspierały pobieranie dodatkowej zawartości.

Uboższe z powodu ograniczeń sprzętowych edycje otrzymali właściciele PlayStation 2, PlayStation Portable oraz Nintendo Wii. Pod względem zawartości niczym między sobą się nie różniły, ale tą ostatnią wyróżniało wsparcie dla wiilota. Przyznacie, że nie ma chyba nic miodniejszego niż wymachiwanie mieczem świetlnym przy użyciu pilota do Wii zamiast kręcenia gałkami na tradycyjnym kontrolerze. Oprócz tego, 16 września 2008 ukazała się także wersja na Nintendo DS, w której sterowanie dostosowano do dotykowego ekranu.

PC-towcy musieli czekać ponad rok, ale za to od razu otrzymali kompletną edycję zawierającą wszystkie DLC wydane do tej pory na PS3 i X360. Przez branżę gra została przyjęta ciepło, ale bez szczególnych zachwytów. Oceny w prasie i serwisach internetowych oscylowały w okolicach 70%. Co innego wśród graczy. The Force Unleashed stało się najszybciej sprzedającym się tytułem w świecie Gwiezdnych Wojen. Ostatnie dane, jakie udało mi się znaleźć, to ponad 7 milionów sprzedanych egzemplarzy, przy czym są to liczby sprzed dobrych kilku lat. O niesłabnącej popularności tytułu niech świadczy fakt, że w tym roku, a więc kilkanaście lat po premierze, gra została wydana na kolejną platformę: Nintendo Switch.

// screenshoty ze sklepu Steam oraz z dawnej strony LucasArts

Z #01

Z

2 września 1996

Przełom lat 90/00 to okres, gry strategie czasu rzeczywistego były u szczytu swej popularności. Rynek był zdominowany przez dwie serie: Command & Conquer od Westwood Studios, które szybko zostało wykupione przez Electronic Arts, oraz przez WarCraft/StarCraft od Blizzarda. Aby przebić się do głównego nurtu deweloperzy musieli naprawdę się postarać. Mieliśmy całkiem sporo dobrych gier, jak np. KKND, Total Annihilation czy Age of Empires, żeby wymienić tylko kilka z nich. Oczywiście było też sporo produkcji średnich i całkiem nieudanych.

Wydany dokładnie 26 lat temu „Z” od Bitmap Brothers należał raczej do tej drugiej grupy. Otrzymał niezbyt wysokie oceny od recenzentów i pod względem sprzedanych kopii także świata nie zawojował. Doczekał się jeszcze sequelu (Z: Steel Soldiers z 2001 roku) a potem słuch o nim, jak o wielu podobnych, niczym nie wyróżniających się tytułach, po prostu zaginął.

W odróżnieniu od klasycznych przedstawicieli gatunku RTS, w „Z” nie zbieramy żadnych zasobów i nie wznosimy budynków, aby zwiększyć siłę swojej armii, którą zaatakujemy przeciwnika. Zamiast tego, mamy coś w rodzaju „capture the flag”. Odpowiednie budowle są już na mapie, musimy jedynie je przejąć i utrzymać nad nimi kontrolę, w czasie, gdy te zajmują się produkcją naszych jednostek.

Po tylu latach nadal uważam, że tytuł ten miał swój urok. Zapamiętałem go jako grę bardzo trudną, której nigdy nie ukończyłem, ale która sprawiała wiele frajdy. Nie licząc oczywiście legend od Westwood/EA oraz Blizzarda, są w zasadzie trzy strategie czasu rzeczywistego, które dziś bez namysłu potrafię wymienić i w które zagrywałem się w tamtych czasach: Myth, Commandos i właśnie „Z”.

// screenshoty ze sklepu Steam, z wersji odświeżonej w 2014 roku przez TickTock Games

IBM Personal Computer #01

IBM Personal Computer

12 sierpnia 1981

Dokładnie 41 lat temu rozpoczęła się historia PC Master Race. Tego dnia premierę miał pierwszy komputer osobisty wyprodukowany przez firmę IBM, oparty na architekturze x86: IBM PC model 5150, lub po prostu IBM PC. Sercem pierwszego PeCeta był procesor Intel 8088 – 16 bitowy układ z okrojoną (w stosunku do starszego i mocniejszego brata Intela 8086) 8-bitową magistralą danych, taktowany zegarem 4,77 MHz. Komputery wyposażone były w 16 kB lub 64 kB pamięci RAM, rozszerzalnej do 256 kilobajtów, oraz w układy graficzne: monochromatyczny MDA (IBM Monochrome Display Adapter) bądź też CGA (Color Graphics Adapter) potrafiący wyświetlić od 2 do 16 kolorów w zależności od rozdzielczości ekranu. Podstawowym nośnikiem danych były dyskietki 5,25″ o pojemności 160 kB (jednostronne) lub 320 kB (dwustronne) a pierwszy IBM PC mógł posiadać dwie takie stacje. Jak w wielu ówczesnych komputerach, dostępny był również port służący do podłączenia magnetofonu, aczkolwiek kasety nigdy nie zdobyły popularności w tym ekosystemie, przede wszystkim dlatego, że mało który PeCet opuszczał fabrykę bez stacji dysków. Oficjalnie, pierwszy model 5150 nie posiadał możliwości podłączenia twardego dysku, co jednak szybko zauważyli niezależni producenci akcesoriów.

I tu płynnie przechodzimy do powodu, z jakiego dziś PeCetem, a często po prostu „komputerem” nazywamy urządzenia w linii prostej wywodzące się z modelu 5150. W porównaniu do innych sprzętów dostępnych w latach 80-tych IBM PC niczym specjalnym się nie wyróżniał. Daleko mu było do miana najlepszego, zwłaszcza pod względem grafiki i dźwięku, gdzie zostawał daleko z tyłu za znacznie tańszymi 8-bitowcami od Commodore i Atari. Oferował zadowalającą moc obliczeniową, był dość drogi, ale bez przesady w porównaniu np. do produktów od Apple. Pod strzechy od razu nie trafił, ale dość szybko znalazł zastosowanie w biurach i ośrodkach akademickich. Popularność zdobył dzięki założeniu, którym IBM kierował się od początku budując swoją maszynę. Postawiono na otwartą architekturę i urządzenia peryferyjne produkowane przez zewnętrznych dostawców. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że Błękitny Gigant złożył swój komputer z gotowych części dostępnych na rynku. Z tego też powodu, dość szybko zaczęły pojawiać się lepszej lub gorszej jakości klony, określane mianem „IBM PC Compatible”. IBM wkrótce utracił kontrolę nad standardem, prym zaczęli wieść producenci tacy jak Compaq czy Dell a już niebawem komputer mógł złożyć każdy kupując poszczególne elementy. Słów „IBM” oraz „compatible” zaprzestano używać i zostało samo „PC”. Resztę historii zapewne wszyscy już znają.

Czym byłby jednak komputer bez systemu operacyjnego? Wprawdzie pierwszy IBM PC w najbardziej podstawowej wersji był oferowany jedynie z wgranym do pamięci ROM interpreterem języka BASIC, ale nam wczesne PeCety nieodłącznie kojarzą się z DOSem. I słusznie, gdyż tak naprawdę dziś obchodzimy podwójną rocznicę. Również 41 lat temu ukazała się pierwsza wersja tego systemu operacyjnego: IBM PC DOS (IBM Personal Computer Disk Operating System) w wersji 1.0. OS ten został opracowany przez Microsoft we współpracy z IBM specjalnie dla nowego komputera osobistego. Mało kto dziś pamięta, że DOS nie jest tak naprawdę dziełem programistów pod wodzą Billa Gatesa. Jego twórcą jest Tim Paterson pracujący dla firmy SCP (Seattle Computer Products) od końca lat 70-tych produkującej komputery bazujące na nowym procesorze Intel 8086. To na ich potrzebę Paterson napisał system operacyjny 86-DOS, początkowo nazywany QDOS (od: Quick and Dirty Operating System). Microsoft natomiast, mając już umowę z Błękitnym Gigantem na dostarczenie systemu do IBM PC, najpierw w grudniu 1990 nabył prawa od SCP do sprzedaży 86-DOSa innym producentom komputerów za $25.000 a następnie, na 2 tygodnie przed premierą nowej maszyny, kupił pełne prawa do całego systemu operacyjnego za kolejne $50.000. Zgodnie z umową SCP mogło dalej oferować 86-DOSa (z czasem przemianowanego na Seattle DOS) do wyprodukowanego przez siebie sprzętu bazującego na CPU Intel 8086. Procesory te jednak z czasem zostawały wycofywane i zastępowane przez nowsze modele: 80286, 80386 i 80486, gdzie SCP już swojego DOSa dołączać nie mogło. Widząc, ile Microsoft zarabia na zakupionym OSie Seattle Computers postanowiło spotkać się z przedstawicielami korporacji z Redmond w sądzie, żądając 60 mln USD zadośćuczynienia. Jedyne, co zdołali ugrać to $925.000 w ramach ugody. SCP zakończyło działalność w późnych latach 80-tych, zaś Microsoft inwestując w sumie milion dolarów stał się największym producentem systemów operacyjnych. Tim Paterson natomiast trzykrotnie zatrudniał się i odchodził z Microsoftu, był zawodowym kierowcą w amerykańskiej serii rajdów samochodowych a także założył własną firmę Paterson Technology, zajmującą się rozwojem oprogramowania.

// źródła te co zwykle: MobyGames oraz Wikipedia a także kilka innych stron, z odnośników w artykułach na wiki

Microsoft Flight Simulator 2004 #01

Microsoft Flight Simulator 2004

29 lipca 2003

Obecnie Microsoft to jeden z największych graczy na rynku gier wideo. Jednak dwie dekady temu, gdy firma z Redmond wchodziła na rynek ze swoim Xboxem, mało kto łączył ją z rozrywką. Owszem, miała w swoim portfolio takie tytuły jak Age of Empires, czy Microsoft Golf, ale w opinii szarego zjadacza chleba krojonego był to producent systemów operacyjnych i pakietów biurowych. Zaś jeśli chodzi o gry, to kojarzył się jedynie z uwielbianymi na poczcie i w administracji państwowej pasjansem i saperem. Myślę, że nawet dziś mało kto zdaje sobie sprawę, że jednym z najstarszych produktów Microsoftu, starszym nawet od wspomnianego Windowsa i Office’a a ustępująca wiekiem tylko DOSowi i kilku innym pomniejszym projektom, jest seria symulatorów lotu Microsoft Flight Simulator.

Do pierwszej części być może jeszcze kiedyś wrócimy, a dziś nadarza się okazja by wspomnieć trochę o wirtualnym lataniu, albowiem 19 lat temu ukazała się dziewiąta odsłona serii: Microsoft Flight Simulator 2004 o podtytule „A Century of Flight”. W początkowym okresie mojej kariery gracza symulatory lotów były moim ulubionym gatunkiem, ale z serią Microsoftu nigdy nie było mi po drodze. Od cywilnego relaksacyjnego latania wolałem lotnictwo wojskowe, zwłaszcza w wydaniu mistrzów gatunku w tamtych czasach – MicroProse. FS2004 był natomiast pierwszym tytułem, gdzie miałem okazje spróbować swoich sił za sterami maszyny nieco spokojniejszej niż uzbrojony po zęby naddźwiękowy myśliwiec. I niestety, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Latanie bez celu nie przypadło mi wówczas do gustu. Dopiero kolejna część serii: Flight Simulator X przyciągnęła mnie na dłużej, sprawiła, że zainwestowałem w porządnego joy’a z przepustnicą i doceniłem edukacyjną wartość symulatora od Microsoftu.

// screenshoty z serwisu MobyGames